Fotografia. Łowca mgieł w pogoni za ujęciem

Najbardziej lubi mgłę, a w pogoni za jej granicą potrafi przejechać dziesiątki kilometrów. Robert Szcząchor zdradza swoje miejscówki i tajniki warsztatu. Bo dla niego fotografia to przede wszystkim pasja.

Na Podhale trafił z Nowej Huty, by szkolić się na weterynarza, ale zamiast w lecznicy wylądował na ślubnym kobiercu i z Nowym Targiem związał się na zawsze. Malował, ale pasją i sposobem na życie okazała się fotografia. Robert Szcząchor współpracuje z Tygodnikiem Podhalańskim od niemal 30 lat, a swoje fotografie zamieszcza nie tylko na prasowych łamach.
Początkiem lat 90-tych wpadł na pomysł, by samemu wydrukować katalog do swej wystawy malarskiej. Tak zajął się poligrafią. Wkrótce zauważył, że brakuje mu dobrych zdjęć do folderów tworzonych na zlecenie klientów. Tak zajął się fotografią. I tak powstał Fotokreator.
Fotografia. Pasja to podstawa
– Staram się balansować na granicy komercji, by nie zgubić pasji. Gdybym stworzył z tego przedsiębiorstwo i zaczął ciachać śluby – zabiłbym całą frajdę. A bez radości nie wyobrażam sobie fotografowania- przekonuje.

Dlatego Robert Szcząchor bawi się fotografowaniem, a zarobku szuka w zupełnie innym rodzaju działalności. Co tydzień przemierza Podhale rozwożąc do sklepów nowy nakład Tygodnika Podhalańskiego. To także sposób na kontakt z ludźmi i na poznanie ciekawych miejsc, ujęć czy zrobienie portretu. Bo z aparatem fotograficznym Robert się nie rozstaje.
Jednak tym, co stanowi jego znak rozpoznawczy nie są zdjęcia reporterskie, ale zapierające dech w piersiach górskie krajobrazy i panoramy.
– To wzięło się z zamówień. Był czas gdy wydawnictwa poszukiwały takich zdjęć. A ponieważ zawsze siedziałem w pejzażu nietrudno było mi się zaangażować. Nie jest to łatwe, gdyż dane miejsce jest za każdym razem inne. I oczywiście trzeba mieć swoje „miejscówki”, które gwarantują niemal zawsze ciekawe ujęcia.
A tych swoich miejscówek Robert ma wiele. Bywa, że znajomy fotograf zadzwoni nieoczekiwanie z pytaniem: mam mało czasu, jestem w Bukowinie z parą młodych, gdzie podjechać, by mieć fajne widoki? Zwykle nie odmawia i kieruje we właściwą stronę.
Od dawna nosi się z pomysłem, by stworzyć własny katalog z fotograficznymi miejscówkami, które warto odwiedzić. Jednak dotąd nie miał czasu, by się tym zająć. Ale może to i dobrze, bo mogłoby się okazać, że do ulubionych dzikich miejsc sam musi czekać w kolejce?
Fotografia. Łowca mgieł w drodze

Najbardziej lubi fotografować, gdy jest mgła. I tak – gdy akurat jest na Spiszu – szybko jedzie na miejsca, skąd może określić, gdzie mgły się kończą. Takie „wieże obserwacyjne” ma wyjeżdżając na górę Wdżar, albo spoglądając z Huby czy Obłazowej.
Najciekawsze rzeczy dzieją się na granicy mgieł. I tak się ugania gdzieś po okolicach Dursztyna, wchodzi na Grandeus. Czasem musi szybko zmieniać miejsce. A czasu nie ma wiele, bo i światło do fotografowania zwykle tylko przez krótki czas jest idealne.
– Mgły dają czar, wiele rzeczy wówczas się dzieje. Gdy jest mgła lodowa można liczyć na uchwycenie efektu Halo, gdy wokół słońca czy księżyca tworzy się jasny okrąg. Przy zwykłej, białej mgle jest szansa na uchwycenie widma Brockenu – własnego cienia na mgle. Pierwszy raz zobaczyłem je w Tatrach Zachodnich, gdy byłem na Rakoniu. Nie jestem przesądny, ale zjeżdżając na tourach mocno się poturbowałem. Podobno jak się 3 razy zobaczy widmo to fatum przechodzi. Już dawno zaliczyłem tę trójkę, potem poleciały kolejne spotkania z własnym cieniem. Teraz gdy są odpowiednie warunki jestem w stanie określić, gdzie trzeba stanąć, by zobaczyć swoje widmo
Fotografia. Gdy czas jest krótki

Jednak ze względu na panoramy Robert jest też łowcą dobrych widoków. Jak zauważa – jakość powietrza się pogorszyła. Przekonuje, że w latach 2004-08 było zdecydowanie lepiej. Dziś często zamiast skupiać się na panoramie musi uwieczniać wiszący nad Podhalem smog.
A kiedy trzeba się wybrać w plener, by mieć szansę na najlepsze ujęcie?
– Generalnie najlepsze są dwie godziny dookoła wschodu słońca. To pół godziny przed świtem i półtora po. Podobnie jest w okolicy zachodu. Ja jednak wolę poranne fotografowanie, choć ciężko wstać. A gdy tylko jest krótka noc – jadę na zachód słońca, potem przekimam krótko w samochodzie i o czwartej nad ranem wstaję, by uchwycić świt.
Czasem gdzieś w drodze na plenery spotyka niezwykłych ludzi. Okazja do rozmowy daje szansę na ciekawe portrety. I Robert łapie niezwykłe, góralskie twarze ludzi przygodnych.
Fotografia. Sprzęt to dodatek

Jak przekonuje – nie jest kolekcjonerem szkieł, a najlepszy aparat to ten, który ma właśnie przy sobie. Zresztą, coraz bardziej ciężar zaczyna ciążyć. Od kilku lat nie rozstaje się z canonowskim Superzoomem z ogniskową 21-1300. To aparat idealny do robienia fotograficznych notatek i zdjęć, które nie wymagają idealnej jakości. Najczęściej jednak nosi ze sobą cały sprzęt – z dwoma lustrzankami i szkłami od 8 do 600 mm oraz telekonwerterami.
Smartfon? Woli go używać do rozmów. Choć czasem przydaje się, gdy trafiając na miejsce wypadku czy pożar trzeba przesłać natychmiast zdjęcie do redakcji.
Oprócz pracy w terenie, która daje największą satysfakcję nieodłączną częścią pracy fotografa jest obróbka zdjęć. wszystko zaczyna od żmudnego katalogowania i opisu zdjęć. Każde ujęcie w nazwie ma datę, godzinę i sekundę kiedy zostało wykonane. W ten sposób każde jest niepowtarzalne. Później skupia się na słowach kluczowych. Od ogólnych dotyczących całego katalogu z danego dnia, po dodawanie coraz bardziej szczegółowych, które umożliwią mu za kilka lat wyszukanie zdjęcia dzieciaka jadącego na taczkach wzdłuż drogi w Sromowcach Niżnych.
Sparzony już awarią dysku zawsze tworzy kopie zapasowe na dwóch dyskach. Często też wraca do archiwów, by usunąć to co już przydatne nie będzie. Tym sposobem uzyskuje znów trochę miejsca wolnej przestrzeni na kolejne prace.
Zdjęcia zapisuje w formacie RAV, który daje znacznie większe możliwości uzyskania efektu jak najbliższego temu co sam widział. Niezbędne jest oprogramowanie – Lightroom i Photoshop są już dostępne w subskrypcji.
Fotografia i jej esencja
Jedna to nie sprzęt i oprogramowanie są tym czym może się pochwalić. Fotografia w wykonaniu Roberta Szcząchora to przede wszystkim efekt nocnych wędrówek, poranków we mgle, przemierzonych kilometrów i zdobytych szczytów. Jeśli to nie pasja, to co nią może być?

Autorem zdjęć jest Robert Szcząchor, Footokreator
Polecam też tekst: Gdzie szukać archiwalnych zdjęć