Cztery kółka czyli mobilny pomysł na sprzedaż gazety

Gdy wydawcy i dziennikarze z obawą spoglądają na spadki – każdy pomysł na sprzedaż gazety jest cenny. Wsiadamy więc w samochód i testujemy sprzedaż mobilną z głośnikiem na dachu.
Niewielki, dostawczy ford wspina się stromymi uliczkami wioski u stóp wulkanu Wdżar. Auto porusza się powoli, ale robi sporo hałasu.
– W Kluszkowcach powstanie płatna plaża. Czy wkrótce będziemy odpoczywać pod plastikowymi palmami? – Jurek Jurecki ciągnie historię mówiąc do przenośnego mikrofonu.
I także przez nagłośnienie toczy dialog z mieszkańcami. To kogoś przywita, to zachęci do kupna, innym razem do zwykłej rozmowy. A czasem zapomni, że właśnie odbiera telefon co słyszy cała ulica.
Ale zwykle pamięta o tym, że jest cały czas na dachowym „on line”.
– Aż chciałoby się zakląć – rzuca krótko, gdy nie może znaleźć pod fotelem gąbki, która właśnie spadła mu z „sitka”.
A zakląć nie wypada
To pierwszy wyjazd „Tygodnikowozu” na ulice podhalańskich wiosek. Pomysł odkrywczy nie jest, choć wciąż niespotykany. Po tutejszych wioskach jeżdżą już mobilne piekarnie, sklepy spożywcze, mini-hurtownie niemieckich proszków do prania. Gazety – owszem – rozwozimy od lat, ale bezpośrednio do wiejskich sklepów, które nie mają umów z dużymi firmami kolporterskimi. Tak, jak to robi większość gazet lokalnych w Polsce.

Nasz ford na pokładzie ma kasę fiskalną, bo wszystko musi być zgodne z przepisami. Jest też system nagłośnienia z niewielkim głośnikiem przyczepionym magnesem do dachu. Właśnie odbywa się bojowy chrzest nowego sprzętu. Odrobina chaosu nieunikniona. Pierwsze obawy o to, jak ludzie przyjmą nieco hałaśliwy pomysł szybko pryskają. Gazety sprzedają się świetnie. Wiadomo, wielu lubi gdy kiosk przyjedzie wprost na podwórko.
A i komentarzy newsowego artykułu nie brakuje.
– Zawsze się kąpaliśmy w zatoce i zawsze, wszystko było otwarte – nie kryje złości jeden z mieszkańców wracających do domu z koszem świeżo ściętej trawy. Gazety nie kupuje. Zrobił to wcześniej w pobliskim sklepie.
Zwolenników wypoczynku pod sztucznymi palmami za pieniądze na próżno szukać w Kluszkowcach.
– Władza powinna coś z tym zrobić – przekonują mężczyźni zagadnięci w innym miejscu.
Za to inny temat porusza rolnik, który nie zostawia na tejże władzy suchej nitki. Z zupełnie innego powodu.
– Co mi tu będą ścieżkę rowerowa robić na mojej drodze! Jak ja do pola dojadę? Tu zawsze był dojazd do pól i nie zgadzam się, by było co innego – irytuje się chłop.
Jak to na wsi – czwartkowe przedpołudnie wydaje się mijać leniwie, ale tematów do dyskusji nie brak. Może gdyby nie deszcz, który pada coraz mocniej – udałoby się zagadnąć jeszcze więcej mieszkańców?
Pomysł na sprzedaż gazety czyli plusy wymierne i niewymierne
Jurek Jurecki, wydawca Tygodnika Podhalańskiego i pomysłodawca jego mobilnej sprzedaży przekonuje, że nie chodzi tu tylko o zwiększenie dochodów firmy.
– Gdy podzieliłem się tym pomysłem z wydawcami ze Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, zaraz pojawiły się pytania o porównanie kosztów i dochodów. Ile zapłacę za benzynę, dniówkę pracownika, a ile zyskam ze sprzedaży gazet. Krótko mówiąc: czy to się opłaca. Ale to zupełnie inna sprawa. Nikt nie policzy korzyści płynących z promocji gazety, nowych form kontaktu z czytelnikiem. To dodatkowa wartość pomysłu – podkreśla.
Jest jeszcze pytanie o to, czy mobilny punkt sprzedaży nie będzie stanowić konkurencji dla sprzedaży Tygodnika Podhalańskiego w wiejskich sklepach. Wydawca jest jednak o to spokojny.
– Docieramy w miejsca dalekie od sklepów. Poza tym, jeśli zrobimy hałas, opowiemy o historii, która dotyczy całej miejscowości to ludzie drugim razem robiąc zakupy w sklepie już sami zapytają o Tygodnik – przekonuje.
Jak będzie w rzeczywistości, przekonamy się po pierwszych rozmowach z kolporterami. Pomysł na sprzedaż gazety – jak każda nowość – wzbudza entuzjazm u jednych, obawy i sceptycyzm u innych. Kwestią czasu, dyskusji i analizy wniosków jest to czy i w jakiej formie ostatecznie się przyjmie. Efekt sprzedaży w liczącej niespełna 2 tys. mieszkańców wsi to prawie 30 Tygodników sprzedanych z samochodu. Poza tym trwała cały czas sprzedaż w sklepach. Do tego trzeba doliczyć to, co niepoliczalne – zysk z promocji, nowe kontakty i platforma dialogu.
Cóż, by być bliżej ludzi trzeba ruszyć się zza biurka.
Przeczytaj też: Paywall czyli jak poprawić sprzedaż gazety
Komentowanie zamknięte