Skąd bierze się smog? Z ludzkiej głupoty

skąd bierze się smog

Wszyscy przekonują, że wymiana jest droga i trudna do przeprowadzenia. Patrząc jak można palić inaczej można się dziwić skąd bierze się smog.

W niedzielne popołudnie przed nowotarskim ratuszem stanęły dwa niewielkie pokazowe piecyki na paliwo stałe. Prosta, tradycyjna budowa z wysokim kominem. Zamiast fajerki żaroodporna szyba, by przekonać się czym i jak się wewnątrz pali.

Czytaj też: Dlaczego miasto nie robi nic w sprawie smogu

Porównanie na korzyść górnego spalania

W jednym rozpalono w sposób tradycyjny. Na płonące drewnianych szczapach wylądował węgiel, a z komina buchnął znajomy ciemnobrązowy, duszący dym. W drugim kotle paliwo było takie samo. Tyle że palacz najpierw wsypał węgiel, a na wierzchu ułożył rozpałkę. Okazuje się, że w tej roli doskonale spisuje się garść drewnianego pelletu i podpałka w płynie. Ogień po pewnym czasie zaczął buzować pod płytą piecyka. Jednak o wydobywającym się dymie można było się domyślić bardziej po drganiach rozgrzanego powietrza niż po ilości spalin.

Widok niby oczywisty dla wszystkich. Palenie tradycyjne przegrywa z metodą „od góry” nie tylko pod względem ilości spalin. Właściwie możnaby krzyknąć eureka! Koniec smogu w mieście! Przecież to nie wymaga żadnego nakładu, dodatkowej pracy, wydania pieniędzy. Więcej – zapewnia oszczędność nawet rzędu 30% spalanego węgla. Doskonałe rozwiązanie dla tych, którzy jeszcze nie zdążyli wymienić starego pieca, a przecież palić muszą.

Niestety, pokaz obejrzało kilkadziesiąt osób. Ile z nich wzięło sobie te rozwiązania do serca – nie wiadomo, ile wprowadziło w życie?

Instrukcja jest prosta. Załadować piec do pełna, układając na dnie grubszy węgiel. Wierzch pokryć na całej powierzchni warstwą grubych na ok. 5 cm kawałków drewna. Na wierzch położyć tekturę, papier i szczapy, które podpalamy. Drzwiczki popielnika uchylamy na 1 cm, górne otwieramy do momentu, gdy górna warstwa się rozpali. Potem przymykamy górne drzwiczki, a do popielnika pozostawiamy jedynie lekką szczelinę.
Po wypaleniu całości – zaczynamy cały proces od nowa.

Mentalność zacofana – czyli skąd się bierze smog

Poniedziałek, godziny poranne. Jak zwykle wjeżdżam do miasta zakopianką. Gdy zjeżdżam z wzniesienia na Niwie czuję jakbym zjeżdżał w głąb piekła. Samochodowe filtry kabinowe nie dają rady – czuć wyraźnie zapach węglowych spalin. Zresztą nie trzeba zgadywać skąd się to bierze. Dom za domem, a nad większością brunatna chmura. Dym węglowy, czyli „dopuszczalny”, bo póki co nikt nie zabrania palić „czarnym złotem”. Choć możnaby palić inaczej to mało kto to robi. Truje siebie, swoje dzieci i sąsiadów. Przekonując przy tym, że tak robił dziadek, ojciec i będzie robił on. Ale czy na pewno?

Kiedyś palono koksem, który jest odgazowany i nim pali się w miarę czysto. Potem koks podrożał, ludzie przerzucili się na węgiel, ale metoda została taka sama. Potem, by było taniej do pieców trafiały zakazane już floty i miał węglowy. Dziś w sprzedaży musi być już tylko certyfikowany węgiel. Tyle, że składów nikt nie kontroluje. Prawie nikt – bo upoważniona jest do tego inspekcja handlowa, a inspektorów mamy w Małopolsce jak na lekarstwo. W efekcie kupowanie dziś węgla to prawdziwa loteria. O jego jakości nie dowiemy się z metki, a dopiero spoglądając na komin. Tyle, że w tym momencie w kotłowni zalega jego zapas na całą zimę. Zapas, który trzeba wypalić.

Tymczasem można go wypalić w sposób mniej szkodliwy, co więcej – oszczędny.

Oszczędzisz

Jeśli palimy tradycyjnie, to 30-40% substancji lotnych, które wytwarzają się pod wpływem ogrzewania, ucieka w powietrze. Warstwy węgla nad paleniskiem są stopniowo ogrzewane, a gaz zamiast się spalać unosi się w powietrze. Ten może trwać nawet do 2 godzin i powoduje największą emisję zanieczyszczeń.

– Paląc „od dołu”, marnujemy własne pieniądze. Kupujemy tonę węgla, a wykorzystujemy 700 kg. Paląc „od góry”, uzyskamy 30% więcej energii – przekonuje Jan Sięka, nowotarżanin, który od lat pali w swym piecu tą metodą.

Jest też wygodniej, gdyż nie trzeba często schodzić do kotłowni. Palenie tym sposobem jest możliwe niemal we wszystkich tradycyjnych kotłach tzw. górnego spalania, gdzie wylot spalin jest w górnej części komory paleniskowej. W innych urządzeniach wylot spalin jest umieszczony u dołu rusztu, co zapewnia dobre spalanie, jednak są to kotły mało u nas popularne.

To metoda nie tylko wygodna, ale i oszczędna. Jak przekonują autorzy pokazu – jeśli ktoś zużywa 5 ton węgla rocznie, to przy tej metodzie można zaoszczędzić nawet 1-1,5 tony. Co więc jeszcze powstrzymuje ludzi, by zmienić sposób palenia?

Smog – smród, który ciągnie się latami

Oczywiście palenie górnym sposobem to tylko sposób na okres przejściowy. I tak w końcu trzeba będzie wymienić piec. Jednak jeśli ktoś nie chce podpaść sąsiadom, truć przechodniów, narażać się na drwiny i zdjęcia rozsyłane do gazet i portali powinien przynajmniej zadać sobie choć tyle trudu. Przynajmniej spróbować palić „od góry”.

Niedawno do redakcji przyszedł sfrustrowany nowotarżanin, że znów opublikowaliśmy dymiący komin jego domu.

-A ja już wymieniłem piec na gazowy, już tego dymu nie ma – denerwował się prosząc, by zmienić „ilustrację dyżurną” do artykułów o smogu. Choć okazało się, że rzeczywiście miałem w katalogu takie zdjęcie – akurat pomylił adres więc odesłałem go do konkurencyjnego portalu. Cóż dym, który dwa lata temu wydobywał się z jego komina ciągnie się smrodem aż do dziś.

Lepiej więc pomyśl o tym zawczasu i zastanów się skąd się bierze smog – czy nie aby z Twojej głupoty.

smog
Tymczasem w Nowym Targu…

Author : Józef Figura

Dziennikarz Tygodnika Podhalańskiego i trener, właściciel firmy szkoleniowej Warsztat Medialny. Prowadzi warsztaty dla dziennikarzy, pracowników mediów, ale także zajęcia dla studentów oraz uczniów. Właściciel sklepu internetowego ze sprzętem przydatnymi w dziennikarstwie i nie tylko.