Media. Wolność w cenie reklamy

Niezależność zmusza do zabiegania o reklamodawców. Jest też niezbędnym warunkiem wiarygodności gazety lokalnej – to nie tylko komunały z rządowego opracowania. To realia zmuszające do wolnorynkowej walki o klienta.
Niedawno pochyliło się nad nami samo Biuro Analiz Sejmowych. „Kondycja prasy lokalnej w Polsce„ to tytuł krótkiego opracowania przygotowanego w marcu.
To nic, że jego autorka, Lidia Pokrzycka wrzuca wszystkie lokalne pisma do jednego worka. Stąd tytułów w bród, a większość z nich to klakierskie samorządówki sponsorowane przez wójtów i burmistrzów, darmowe gazetki reklamowe, parafialne, a wreszcie niezależne wydawnictwa utrzymujące się samodzielnie na rynku. Stąd szacunki sięgają od 2,5 do 3 tys. tytułów, czyli – zdaniem sejmowego biura – co drugi tytuł zarejestrowany w Polsce ma lokalny charakter!
Niezależna prasa to, jak czytamy, osobna kategoria lokalnych gazet. Są to tytuły wydawane przez prywatne podmioty. Co ważne, nie są częścią dużych koncernów prasowych, a przede wszystkim utrzymują się głównie ze sprzedaży i reklam. Niezależność oznacza w tym przypadku brak stałych dotacji z kasy miejskiej, gminnej lub ze środków partii politycznych. Jak podkreśla raport – niezależność zmusza do zabiegania o reklamodawców. Jest też niezbędnym warunkiem wiarygodności gazety.
Jak zauważa – ze statystyk wynika, że spośród 3 tys. tytułów – niezależnych jest tylko… 9,4%! Czyli mniej niż 300!
A po co tyle reklam?
Niedawno siedząc w tygodnikowym namiocie podczas nowotarskiego Jarmarku Podhalańskiego wysłuchiwałem ludzi narzekających, że mamy za dużo reklam. Ludzie woleliby gazetę cieńszą, a konkretną. By mogli ją rzeczywiście przeczytać od deski do deski.
Jednak to, co martwi czytelnika jest też strapieniem wydawców. Tyle, że z zupełnie innego powodu. Spadek reklam jest zagrożeniem dla bytu gazety. A przecież mamy kryzys.
Tak pojawił się pomysł, by kolejne ze szkoleń naszej Akademii Medialnej Tygodnika Podhalańskiego poświęcić sprzedaży. Brzmi poważnie, ale chodzi o to, by ludzie zajmujący się tą tematyką w lokalnych wydawnictwach opanowali podstawowe pojęcia. A kto ich tego nauczy jeśli nie człowiek, który nie tylko sprzedażą ale i szkoleniami zajmuje się od kilkunastu lat? Szkolenie poprowadzi Mariusz Bilski, trener biznesu.
Zapytałem go, co może być najbardziej przydatne podczas sprzedaży. Ja się na tym nie znam – jestem tylko dziennikarzem, jednak spotykając się z ludźmi pracującymi w działach reklam wiem, jak ciężko im trafić do klienta.
– Ciężko, bo nie wiesz kim on jest – przekonuje Mariusz Bilski, który jako coach zjadł zęby na szkoleniach sprzedażowych. – Ale pewne cechy można określić już na pierwszy rzut oka. Trzeba to więc wykorzystać podczas rozmowy. Możemy spróbować określić czego klient oczekuje, co jest dla niego najważniejsze. A wtedy będzie z górki – dodaje.
Czy trafimy z naszą ofertą w oczekiwania wydawców lokalnych tytułów? Zobaczymy. Jakby nie było – polecam wywiad z Mariuszem Bilskim, który przeprowadziłem właśnie na temat naszego szkolenia.