Zakopianka czyli antyreklama w krajobrazie

antyreklama

Krzykliwa antyreklama rzuca się w oczy wzdłuż dróg i ulic. Kiedy agencje reklamowe i reklamodawcy zrozumieją, że ten syf przynosi odwrotny skutek?

Pewnie są tematy ważniejsze i budzące zagorzałe dysputy. W ich cieniu, po cichutku weszła w życie ustawa krajobrazowa. Jak nazwa wskazuje, ma chronić otoczenie przed wszelką wizualną obleśnością. Zniknie las reklam? Oby. Póki co, pozostaje kibicować, by tak się stało. Z korzyścią dla większości.

„Wynajmę działkę pod reklamę” to ogłoszenie wcale nie tak rzadkie przy polskich drogach. W końcu każdy chciałby zarobić nie robiąc nic. Ot, wystarczy agencji reklamowej podnająć kawałek pastwiska i czerpać drobne profity. Znacznie większe czerpie agencja. Wciąż wszyscy wierzą, że największe czerpią reklamodawcy. Przecież rzucający się w oczy wielki baner to źródło klientów, kontrahentów i zawartych umów.

Antyreklama. Marketing odwrotny

Pamiętam gigantyczne litery ustawione na poboczu zakopianki między Chabówką, a Nowym Targiem. Na rozległych łąkach obok pasły się owce, a widok szpeciły bukwy parszywe ustawione w napis niczym Hollywood. Szlag mnie trafiał za każdym razem, gdy obok tego śmiecia przejeżdżałem. Czy ktokolwiek rozsądny poszukał tej strony w internecie? Chyba tylko po to, by naubliżać zidiociałemu właścicielowi firmy. Doskonale opisał problem Andrzej Stasiuk po przejeździe zakopianką.

„Gdzieś między Szaflarami, a Białym Dunajcem ma się poczucie, że się wjeżdża do jeszcze bardziej Polski, do Polski podwójnej, trzykrotnej, Polski hard. Stopień wizualnego obesrania poboczy drogi nr 47 przywodzi na myśl zaplanowaną, celową i precyzyjnie odbytą zbrodnię na pejzażu, mord na cudzie świata, który nam podarowano. Jeśli jest pogoda, to w oddali widać góry, te kilka czy kilkanaście prawdziwie skalistych szczytów, które dostaliśmy od losu czy historii, by móc je podziwiać, by chronić się w cieniu ich piękna. Lecz musimy na nie patrzeć poprzez obskurny majak, przez ten syf nieopisany poustawiany po jednej i po drugiej stronie drogi. Tak sobie wyobraziliśmy wielki świat i tak go zbudowaliśmy: z drutów, ceowników, folii, dykty, farby, blachy i plastiku.”

„9,99” Tygodnik Powszechny nr 12, 24 marca 2013

Wzdłuż zakopianki nic się nie zmieniło. W Zakopanem – póki co – też, choć tamtejsi radni postanowili ratować Krupówki wyznaczając tam park kulturowy. A co ma zmienić nowa ustawa? Gminy mają mieć możliwość karania za stawianie nielegalnych reklam czy uchwalania lokalnego kodeksu reklamowego. Urząd marszałkowski ma mieć obowiązek sporządzania audytu krajobrazowego, który może ustalać normy dla określanych miejsc i rozmiarów bilbordów.

Oczywiście, gdy jedni się emocjonują, że nowe prawo da oręż do walki z krajobrazowym syfem, inni obawiają się urzędniczego bałaganu.

Reklamuj się z głową

Jest jednak i ten argument, że wreszcie zwracamy uwagę na szpecące otoczenie reklamy. Dotąd jakoś wierzyliśmy, że bilbordy to symbol wolnego rynku, napływu kapitalizmu z Zachodu – same plusy. Dlaczego uwierzyliśmy, że to warunek istnienia wolnego rynku? Nie mam pojęcia. Jeszcze bardziej zastanawia mnie, dlaczego uwierzyli w to także przedsiębiorcy. Czy naprawdę producent pieców, który buli dziesiątki tysięcy złotych za reklamę wciśniętą w las podobnych plansz wzdłuż drogi wierzy, że jest ona skuteczna? Czy naprawdę przejeżdżając samochodem obok niej zapamiętasz numer telefony, adres strony, cenę kotła? A może odwrotnie – wzbudzi w tobie wstręt, odruch wymiotny i oburzenie?

Nie wiem jak liczona jest skuteczność przydrożnych bilbordów. Obawiam się jednak, że pomiarem ich oddziaływania zajmują się agencje reklamowe, które są najbardziej zainteresowane optymistycznymi wynikami.

Przyznaj się, ile rzeczy kupiłeś towar po tym jak zobaczyłeś go na bilbordzie? Raz, a może wcale? A te powciskane wzdłuż drogi, szczególnie w górach działają na mnie jak płachta na byka. Prędzej je zbojkotuję.

Antyreklama. Kto straci na wycięciu reklam

Trochę chłop, który zamiast outdorem, będzie musiał z powrotem zająć się koszeniem czy wypasem na swoim polu.

Nie stracą agencje, które będą musiały jedyne zmienić profil swej działalności. Na pewno nie będą uboższe firmy, które reklamowe budżety będą mogły przekierować na reklamę telewizyjną, prasową, internetową czy choćby wciąż niewykorzystaną blogosferę. Czy nie lepiej zainwestować w tekst promocyjny czy recenzję produktu przez blogera? Nawet jeśli nie jest gwiazdą, a przeczyta to tylko kilka tysięcy jego znajomych i czytelników – dowiedzą się na pewno znacznie więcej niż z migających im przed kierownicą reklam. To, co bardzo popularne na zachodzie, u nas wciąż raczkuje i trafia jedynie na łamy najpopularniejszych blogów. Tymczasem tak jak reklama w gazecie lokalnej, podobnie i ta na lokalnym blogu – jest nie tylko tańsza, ale i skuteczniejsza.

Czy wciąż wierzysz w efektywność przydrożnych bilbordów, na które wydałeś setki tysięcy złotych? To wróćmy do Stasiuka i jego podróży zakopianką:

I teraz jedziemy przez poronioną jakąś Dolinę Jozafata i krwawią nam źrenice od tej ględźby obleśnej, od tej zachwalanki namolnej, że apartamenta, że koliby, że zbójnickie, że salceson po 6.50, że tam tylko po 5, że pajntbol i srajtpul, że gacie, że ogrodzenia, że jaskinia solna, że jama z gówna, że taki, śmaki, owaki, metr po metrze, płachta za płachtą, sztrajfa za sztrajfą, mamidło za mamidłem, baner taka jego mać w otchłań dostępności.”

A może warto stworzyć społeczność wokół hasła w stylu:

bojkotujemy produkty, których reklamy  szpecą nasz krajobraz?

Ustawa ustawą, ale antyreklama może prędzej skłoni firmy do odwrotu od tego typu reklam?

Czytaj też: Reklama czyli wydawcy sposób na przeżycie

Author : Józef Figura

Dziennikarz Tygodnika Podhalańskiego i trener, właściciel firmy szkoleniowej Warsztat Medialny. Prowadzi warsztaty dla dziennikarzy, pracowników mediów, ale także zajęcia dla studentów oraz uczniów. Właściciel sklepu internetowego ze sprzętem przydatnymi w dziennikarstwie i nie tylko.