11 powodów dla których ludzie nienawidzą Zakopanego i kochają je zarazem

Subiektywne spojrzenie na Stolicę Tatr wyolbrzymiające jej wady i niecnie skrywające zasłużone cnoty.
Zakopianka
100 kilometrów czystego zła. To nic, że Zakopane jest tylko punkcikiem na samym jej końcu. Nazwa zobowiązuje. Co z tego, że na dwupasmówce przed Myślenicami jest znak na znaku z ograniczeniem prędkości. On jest na ZAKOPIANCE! A, że w Lubniu kończy się ekspresówka i czasem komuś się pomyli i wjedzie pod prąd – to się dzieje na ZAKOPIANCE! A durne skrzyżowanie na rabczańskiej Zaborni, gdzie jakiś Einstein drogownictwa wymyślił nową teorię względności jeśli chodzi o pierwszeństwo w ruchu drogowym?! ZAKOPIANKA! Jeśli dodać oprotestowany most na Białym Dunajcu to mamy drogę przez mękę. Oczywiście cała wina leży po stronie mieszkańców miasta, do którego mimo wszelkich przeciwności po drodze dociera znaczna części kierowców wyjeżdżających z każdego kąta naszej Ojczyzny. Wielu z nich stawia sobie za cel postawienie stopy na kolejnym zakopiańskim nieszczęściu, które zwie się:
Kasprowy Wierch
Góra symbol. Pokaz narodowej dumy, bo przecież wagoniki tu hulały prawie wiek zanim ruszyło warszawskie metro. A z wagoników w odróżnieniu od tych warszawskich widać szerokie perspektywy. Także na biznes tysiąclecia czyli prywatyzację na naszych warunkach. Z tym wiąże się kolejne fatum czyli nasze ukochane:
Dutki
Dla ceprów – pieniądze. Kasprowy, a właściwie Polskie Koleje Linowe zostały wreszcie sprzedane. Wbrew początkowym obawom i ogólnonarodowej psychozie – nie poszły w ręce Słowaków. Tym, wiadomo, chodziło jedynie o to, by kolejkę kupić i zaraz dać rdzy na żer, by napędzić turystów w swoje góry. Ale nic z tych rzeczy! Zakopiańczycy przejrzeli niecne zamiary i ukrócili proceder. Wykupili cały biznes za pomocą własnej spółki i dutków niewiadomoskąd – czyli funduszu nastawionego na ZYSK. Ten w ujęciu miejscowych jest pojęciem zupełnie im obcym. Co możemy zauważyć spacerując po ukochanym miejscu narodu o swojskiej nazwie:
Krupówki
Ten deptak przyciąga miliony rodaków spragnionych stwierdzenia, że właściwie w Zakopanem jest jak w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu. Te same sklepy, fastfoody i oscypki. No, może te ostatnie w głębi kraju można kupić taniej, a i czasem wydają się smaczniejsze. Kiedyś na Krupówkach spotykało się szpanerów targających na plecach narty z najwyższej, zachodniej półki (głównie w czasach PRL-u) lub czekan i raki (w środku lata). Tu też bez względu na posiadany osprzęt spotka się kolejne cudo o nawie:
Miś
Ten jest kojarzony ze Stolicą Tatr bardziej niż Witkacy czy Kasprowicz. Choć podobnie jak legendarni poprzednicy powoli jest wypierany przez Pingwina z Madagaskaru, Batmana czy inne postacie dziecięcych lektur. Miś kojarzy się źle. W oglądzie spacerowiczów jest zwykle brudny, niechlujny i pijany. W ocenie miejscowych – dokładnie taki sam jak spacerowicze.
Warszawka
To nieodłączny element Krupówek. Kiedyś znajoma „ze stolicy” zagadnęła fiakra:
– Baco (bo każdy góral to Baca), a dużo dziś turystów z Warszawy?
– A jak myślicie, ta hołota to skąd? – odparł prostodusznie patrząc na zatłoczone Krupówki.
Krupówki bez Warszawki nie istnieją. I obie strony mają o sobie wzajemnie jak najgorsze zdanie.
Ceper
Podobnie jak w poprzednim punkcie to kategoria podczłowieka. Ostatnio jednak na potrzeby głównie Warszawki i jej dutków pojęcie to nabiera ciepło-sympatycznego wymiaru. Ceper to ktoś fajny, miły, sympatyczny. Dopóki zostawia dutki.
Droga do Morskiego Oka
Właściwie poza długością w niczym nie różni się od Krupówek. Z tym, że Misia zastąpił tu:
Koń
Największy przyjaciel górala, ukochane zwierze, o które Zakopiańczyk dba jak o własne dziecko. Teoretycznie. W praktyce koń służy jako robol ciągnący Ceprów przez Krupówki lub Drogę do Morskiego Oka. Koń ciągnie zawsze przeładowany wóz. Wypełniają go ludzie niezmiennie oburzeni faktem jak nad Koniem można się tak znęcać. Dlatego też protestują, nienawidzą Zakopanego i kręcą filmiki za każdym razem gdy Koń na Drodze do Morskiego Oka zdechnie. Oczywiście, póki ten ostatni żyje, gotowi są zapłacić za przejażdżkę każde dutki.
Gubałówka
– po wymienionych wyżej – najważniejsze miejsce turystycznych pielgrzymek. Bo przecież można tu wyjechać. Nie na koniu co prawda, ale kolejką słusznie minionego PKL-u. Gubałówka wiąże się z kolejnym nadużywanym pojęciem: ojcowizna. Ta w skrócie oznacza nie tyle dziedziczoną własność ale przede wszystkim miejsce, które można ogrodzić, oprotestować i nie wpuścić tu obcych – szczególnie Warszawki (i Słowaków oczywiście).
Śleboda
Pojęcie, które w oczach górali wybija ich samych na szczyty patriotycznego panteonu. Śleboda jest legendarna i nieopisana dla obcych. Jest też genetycznie wrodzona i oczywista dla każdego górala. Dla obcych – szczególnie Warszawki – ogranicza się do kilku słów określanych zwykle jako obraźliwe. Śleboda potocznie sprowadza się do stwierdzenia co Ceper ma zrobić i co, gdzie sobie włożyć w momencie gdy nieproszony wejdzie w Ojcowiznę.
***
I co? I nic. I tak przyjedziemy do Zakopanego, bo jakby nie patrzeć jest jedyne, swojskie i nasze ukochane.