Umowy śmieciowe czyli sposób na miejski basen
Dopóki miasto na nowotarskim basenie będzie tolerować umowy śmieciowe – nie zanurzę tam nawet palca u dłoni. Bo miasto powinno dawać przykład.
Właśnie na łamach Tygodnika Podhalańskiego ukazało się sprostowanie burmistrza do mojego artykułu. Każdy ma prawo. Ja też. To teraz zastanówmy się wspólnie jak mu odpowiedzieć…
Prawo prasowe wymaga nieco ekwilibrystycznie, by dać stronom równe szanse. Skoro sprostowanie ukazuje się siłą rzeczy po ukazaniu się artykułu, to i odpowiedzi nie można dać w tym samym numerze. Mam więc tydzień na pozbieranie myśli. Dlatego postanowiłem przetrawić je na blogu. Tu, gdzie mogę wyrażać swoją indywidualną, całkowicie subiektywną opinię.
Prawda a umowy śmieciowe
– Chce pan mieć temat? Jutro rano na basenie nie będzie ratowników. W proteście przeciw umowom, które po trzech tygodniach pracy dostali do podpisania. Za miesiąc dyżurów – 400 zł, a reszta na umowach o wolontariat – usłyszałem w słuchawce.
Umówiłem się na spotkanie. Na drugi dzień o siódmej rano byłem na basenie. Być może, gdyby nie to, że robiłem zdjęcia, rozmawiałem z jedynym ratownikiem nielegalnie dyżurującym za trzech – pewnie w sprostowaniu przeczytałbym, że basen funkcjonował bez zakłóceń.
Ale nie funkcjonował.
Początkowo byłem przekonany, że wszystkiemu winna firma, która przyjechała gdzieś z Polski, dała najniższą cenę, a teraz próbuje sobie zrekompensować wszystko umowami śmieciowymi podkładanymi pracownikom do podpisania.
Jednak wystarczyło pogrzebać. Tak powstał tekst, który zatytułowałem: Miasto zatrudnia na śmieciówkach (TP4/2016). Bo to podległy burmistrzowi Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji ustalił warunki przetargu, który wyłonił obsługę ratowniczą. Na zasadzie outsourcingu. Cena wywoławcza była jednak tak niska, że praktycznie niemożliwe jest, by zatrudnić wymaganą liczbę pracowników na wymaganą liczbę godzin i cokolwiek zarobić. Przeliczyłem stawki razem z księgową. Ni cholery.
-Nieprawdą jest, że miasto zatrudnia ratowników na miejskiej pływalni na tzw. umowach śmieciowych – wypisuje burmistrz Grzegorz Watycha w sprostowaniu.
Nieprawda? To jak to nazwać? Będziemy mieli pretensję do przedsiębiorcy, który zgodził się na takie warunki? Nie! To zleceniodawca żeruje na ludzkiej biedzie. Dobrze wie, że o zlecenia trudno i każdy walczy jak może, by przetrwać. A burmistrz jak dziewiętnastowieczny fabrykant cynicznie to wykorzystuje.
Nie jest przy tym odosobniony. Dlaczego w Polsce po każdym przetargu odtrąbia się sukces chwaląc się jak bardzo ostateczna kwota jest niższa od zakładanej przez kosztorys?
Bo firma będzie cięła koszty. Jak? To już jej zmartwienie.
Tu nie chodzi o mnożenie zysków. Zwykle stawką jest przetrwanie na rynku tych najmniejszych firm – różnego rodzaju podwykonawców. Ale to już ich ryzyko. My wywiązaliśmy się przed wyborcami jako dobrzy gospodarze – chwalą się rumiani wójtowie.
Umowy śmieciowe. Prawo – etyka – wyzysk
Czy jest ktoś, kto powie, że umowy śmieciowe są dobre? Jeśli już, to niewielu. No, może z wyjątkiem burmistrza Nowego Targu, który przekonuje mnie, że outsourcing jest zwyczajowo przyjętą i dobrą forma ograniczania kosztów funkcjonowania obiektów sportowych. Może i tak. Ale nie, gdy jedynym kryterium jest cena, a proponowana przez zamawiającego stawka niska,
To nie jest sprawa wyłącznie nowotarska – jednego burmistrza, jednego basenu i jego dwunastu ratowników. To problem całego kraju. A raczej stosunku do przedsiębiorców. Z jednej strony podkreśla się, że to oni dźwigają gospodarkę, z drugiej robi się wszystko, by ich wycisnąć jak cytrynę.
Świat zamarł, gdy 3 lata temu w Bangladeszu runęła fabryka odzieży grzebiąc blisko tysiąc pracowników. Oburzenie hipokrytów sięgnęło zenitu. Można powiedzieć, to był również outsourcing, bo bangladeskie szwaczki wykonywały zamówienia największych na świecie producentów odzieży. Także z Polski. Szybko zapomnieliśmy o sprawie, bo przecież dzięki temu możemy wcisnąć na dupę markowe jeansy za pół ceny!
Przegiąłem z porównaniem? Dyrektor miejskiej pływalni w Nowym Targu też się chwali niskimi kosztami. Jak mówi – “outsourcuje” usługi ratownikom, instruktorom pływania, sprzątaczkom. I tnie koszty. Skutecznie.
I formalnie zgodnie z prawem.
Pamiętam spotkanie z Barbarą Sułek – Kowalską, dziennikarką, która mówiła o etyce dziennikarskiej. Odnosiło się to do zupełnie innych przypadków i historii, ale tu maksyma kończąca wywód pasuje jak ulał:
Etyka idzie o krok przed prawem.
To, co zgodne z prawem nie zawsze jest zgodne z etyką.
Co mogę dodać? Nowotarski basen był dla mnie fantastycznym odkryciem. Szedłem sobie 2-3 razy w tygodniu na ósmą rano, by popływać godzinę przed pracą. Fantastyczne dla człowieka, który kolejne kilka godzin spędzi siedząc przed komputerem.
To świetna pływalnia – 25-metrowa niecka, do tego obok jacuzzi czy bicze wodne w małym basenie. Planowałem pisać peany na blogu na temat zdrowego trybu życia i kapitalnych skutków chodzenia na basen. Ten basen!
Teraz jednak mam opory. To nieetyczne korzystać z usług instytucji, która łupi swoich pracowników. Ja przynajmniej nie mogę. Dopóki sytuacja się nie zmieni nie zanurzę tam nawet palca u dłoni.
Za tydzień zamieszczę odpowiedź na sprostowanie burmistrza. I co napisać?