Latający Warsztat Medialny rusza w Polskę

Burza mózgów, konstrukcja tekstów, pisanie newsa, a wreszcie dyskusje na temat organizacji pracy w redakcji i zarządzania wydawnictwem. Z Jurkiem Jureckim ruszamy w Polskę lokalną.
Korso to właściwie jeden wydawca i trzy tytuły ukazujące się w Mielcu, Kolbuszowej i Sanoku. Nie jakieś mutacje głównego tytułu, ale osobne redakcje, teksty i reklamy. Tylko stylizowane „K” w winiecie to samo. Mamy zaproszenie więc jedziemy tam z Jurkiem na dwa dni.
Warsztat Medialny. Zbrodnia kontra kultura
Spotkanie, warsztaty, wymiana doświadczeń – to co robimy można to określić na różne sposoby. Dla większości osób zebranych na szli szkoleniowej w Mielcu to przypomnienie tego, co od dawna wiedzą. Ale przypomnienie praktyczne. I jestem przekonany – przydatne w pracy.
Jak często w majowy weekend ludzie rozpalają grilla na balkonie? Co robią w te dni rodacy za granicą? Jak wygląda majówka stadionowego kibola? To tylko niewielka część pomysłów, które zabłysły podczas szybkiej burzy mózgów. Bo nasze spotkanie postanowiliśmy zacząć od zorganizowania przykładowego kolegium redukcyjnego. Była więc typowa chwila ciszy, jaka zwykle zapada w momencie, gdy naczelna rzuca temat do opracowania. Szczególnie wówczas, gdy jest to temat powracający. Taki, o którym – wydaje się – wszystko zostało napisane.
Jednak praca w zespole zawsze przynosi efekt i dodatkowe pomysły. Byle stosować się do kilku prostych zasad – nie krytykować rzucanych pomysłów. Działać wspólnie bazując na pomysłach innych, a przede wszystkim pozwolić szaleć wyobraźni.
– Możemy od razu zobaczyć jak teksty przekładają się na sprzedaż gazety – zauważa Jurek rozwijając na podłodze długi rulon. To specyficzny wykres, który każdego roku przegotowujemy w Tygodniku Podhalańskim. Krzywa pokazuje wysokość sprzedaży danego numeru. Na osi kolejne tygodnikowe jedynki. Jak wiadomo, to one w największej mierze „sprzedają” gazetę. To widać nie tylko jeśli chodzi o grafikę, ale i dobór tematów.
– Wszystko co związane jest z bezpieczeństwem budzi największe emocje. Nie chodzi tylko o wypadki czy ludzkie dramaty, ale i sprawy służby zdrowia, pożary czy sprawy kryminalne – podkreśla wydawca TP.
Kultura też pojawia się na czołówkach Tygodnika. Jednak tu zwykle krzywa na wykresie obniża swój lot, bo to tematyka ważna, choć budząca nieco mniej powszechne zainteresowanie. Czy zatem omijać te tematy na pierwszej stronie lokalnej gazety? Nie! Jednak warto pamiętać o odpowiednim wyważeniu tematyki. Bo na dotacje z ministerstwa kultury nie mamy co liczyć, a żyjemy z tego jak swój produkt sprzedamy.
Błąd śmiechem zabity
Po krótkiej dyskusji przechodzimy do konkretów. Tworzymy listę zasad przydatnych przy pisaniu tekstów informacyjnych. Wydają się oczywiste. Ale okazuje się, że mimo to łatwo się pogubić. Co widać na przykładzie nie tylko tekstów przeanalizowanych w gazecie naszych gospodarzy. Żeby pokazać, że wszyscy się uczymy – pastwimy się jeszcze bardziej nad tekstami z Tygodnika Podhalańskiego.
Godzinę wcześniej z miną mentora sam opowiadałem o dbałości o szczegóły i szczególnej uwadze jaką musimy zwracać na nazwiska. Pomyłka nie jest trudna, a nie ma co liczyć na korektę komputera czy redakcji. A przede wszystkim trzeba samemu kilkakrotnie czytać, co się pisze. I co? Zrobiłem literówkę w leadzie i to w nazwisku!
Nikt jej nie zauważył. Poza Jurkiem, który właśnie teraz ślizga się wzrokiem po naszych leadach w poszukiwaniu błędów. Akurat podczas szkolenia! Dla rozładowania atmosfery przyjmuje rolę kozła ofiarnego i nazwisko… Borskowski.
I jeszcze jedno ćwiczenie, które ma pomóc w praktycznym wprowadzeniu w życie wypracowanych zasad. Po krótkim wstępie na temat konstrukcji tekstu bierzemy się za pisanie newsa na podstawie otrzymanej informacji prasowej. Czytamy i zastanawiamy się nad jeszcze lepszymi tytułami czy leadami.
Chęci kontra zapotrzebowanie
Szkolenie to tylko jedna część naszego spotkania. Jest jeszcze czas na rozmowy, dyskusje podczas posiłków i przerw. I kilkugodzinne spotkanie z szefostwem i naczelnymi. To raczej wymiana doświadczeń o tym jak kierować gazetą. Oczywiście przede wszystkim przepytywany był Jurek jako właściciel i założyciel Tygodnika Podhalańskiego.
Dwa dni szybko mijają. Czas wrócić do domu i zastanowić się po drodze, czy takie latające warsztaty w redakcjach mają sens. Nas przynajmniej kolejne doświadczenie utwierdza w przekonaniu, że tak. Oczywiście program i zakres zadań za każdym razem trzeba dostosować do potrzeb uczestników. Ale w końcu od tego jest nasz Warsztat Medialny.
A wy, co o tym sądzicie? Jakie jest zapotrzebowanie na tego typu warsztaty? Czekam na opinie poniżej.
Zobacz galerię zdjęć z warsztatu w Mielcu.