Jazda próbna. Pomysł na test Rapida

Warto skorzystać z okazji i dać się namówić. Przynajmniej dla samej frajdy jazdy. Więc robię sobie test Rapida.
Zawsze mnie wkurzały. Jak spam. Kasowałem. A w końcu poddałem się. I zapisałem na jazdę próbną. Z przekonaniem, że i tak nikt nie zadzwoni.
Skoda Rapid. Bogata wersja, skrzynia automatyczna DSG. Po kilku minutach potrzebnych na spisanie danych, podpisanie oświadczenia, że mogę prowadzić samochód dostaję pękaty kluczyk do ręki. Nie zaglądam pod maskę. Potem. Teraz interesuje mnie jak spisze się samochód. Dreszczyk emocji przechodzi, gdy zapalam. Nastawiam ucha, by usłyszeć charakterystyczny warkot. I nic. Cisza. A przecież to nie żadna hybryda czy e-auto. Chodzącej na luzie skody po prostu nie słychać. Dopiero wciśnięcie pedału gazu budzi silnik. 122 konie mocy czuć szczególnie wówczas, gdy przesuwam lewarek na dodatkową pozycję S. Jak sport.
Dlaczego o tym piszę? To przecież generalnie blog o mediach, a nie motoryzacji.
Lata temu w Tygodniku Podhalańskim mieliśmy rubrykę motoryzacyjną. Czasem coś wrzucałem. Pomysł miałem prosty – zajrzeć do podhalańskich salonów, popytać co najchętniej kupują górale, opisać auta, które są dostępne tu i teraz. Oczywiście, nie były to teksty specjalistyczne – ot taka subiektywna ocena frajdy z jazdy. Rubryka pojawiała się
przez krótki czas. Doszliśmy do wniosku, że strony lokalnej gazety trzeba zapełniać inną tematyką.
Im mocniej wciskam pedał gazu Rapida, tym bardziej jest mi żal, że tamte czasy się skończyły.

Obsesja automatu
A Skoda w przełożeniu sportowym okazuje się jakby innym samochodem. Turbodoładowany silnik 1,4 TSI na „esce” jedzie jak opętany. Łatwo daje się wkręcić na ponad 5 tysięcy obrotów, ostro przyspiesza. Może to i nie demon prędkości, ale jak dla mnie, aż zanadto.
A gdy przełożyć wajchę lewarka na „Drive” – auto wraca do roli statecznego dostarczyciela dzieci do przedszkola i żon na aerobik. Obroty ledwie sięgną 1,5 tysięcy, gdy automat przeskakuje na wyższy bieg. A jest w czym wybierać, bo DSG ma 7 przełożeń. Niestety, najbardziej ekonomiczna jazda na najniższych obrotach powoduje nieprzyjemne odczucie burczenia silnika w kabinie. Ale zanim skrzynia nauczy się mojego stylu jazdy, mogę przerzucić ją na tryb ręczny. Trzeba tylko pamiętać o czasowo wyłączonej w szarych komórkach funkcji „zmień bieg”. Gdzieś za Sieniawą podczas wyprzedzania słyszę narastający odgłos wysokich obrotów. Jeden ruch – zmiana położenia i skrzynia znów w automacie płynie do przodu.
Właśnie. Automat. Ile razy powtarzałem sobie – nigdy więcej! Po każdej wizycie mojej Laguny u mechanika zarzekałem się na wszystkie świętości, że nigdy więcej się na to nie skuszę. A jednak. Gdy usłyszałem w telefonie ze Skody, że akurat w nowotarskim Autoremo mają do dyspozycji Rapida z DSG, coś mną zatrzęsło.
Jednak nie da się porównywać nowoczesnej przekładni z 4-biegową skrzynią typu DPO. W Skodzie praktycznie nie czuć zmiany biegu. Można to poznać po cyferce na wyświetlaczu i wzroście/spadku obrotów. Miłe. Mniej miłe, że wersja z DSG jest droższa o 6 tys. zł. Mimo to sprzedaje się coraz lepiej. Także wśród górali niezbyt dobrze zapatrujących się na nowości. Boję się jednak, że długo nie mógłbym się pozbyć obsesji wyłapywania każdego stuku, odgłosu, nieprawidłowości w pracy skrzyni biegów. Chociaż…
Rapid ze skrobaczką – niby nic a cieszy
Samochód kupuję oczami. Musi mi się podobać szczególnie wewnątrz. W końcu z tej perspektywy mam go oglądać najczęściej. Niestety, mam do dyspozycji wypasioną wersję – czyli taką jakiej pewnie bym nie kupił. Ale przecież kto tu mówi o kupnie! Zaznaczyłem to już na początku rozmowy z pracownikiem salonu. Uśmiechnął się tylko jakby chciał powiedzieć – wszyscy tak mówią…
Jest szklany dach, radio z nawigacją, automatyczna klimatyzacja i masa innych bajerów. Kierownica mięsista, niewielka, dobrze leży w dłoniach. Podłokietnik i dużo miejsca w środku. Choć auto jest o klasę niżej klasyfikowane od Laguny – nie czuję, by brakowało mi miejsca. Podobnie z tyłu. W wersji Spaceback, którą mam do dyspozycji brakuje mi miejsca w bagażniku. Jednak liftback oferuje go aż zanadto.
Zatrzymujemy się na górze pomiędzy Sieniawą, a Klikuszową, by zrobić kilka zdjęć i zajrzeć pod maskę. Zaskakują mnie dwie rzeczy. Pierwsza, to brak plastików na silniku, które zasłaniają niemal wszystko w nowoczesnych samochodach. Tu widzę co mam. A raczej powinienem widzieć, bo tak właściwie to mało mnie obchodzi co i jak jest tu powciskane. Z jednym wyjątkiem. I to jest to drugie zaskoczenie. Gdyby przekleństwa, które z siebie wyrzucam, gdy przyjdzie mi wymienić żarówkę w reflektorze Laguny miała moc sprawczą, to już dawno szczur by się okocił w dupie konstruktora francuskiej Lali. Przecież w aucie, które ma maskę niczym krążownik szos trzeba mieć palce siedmiolatka, by powkręcać wszystko na swoje miejsce.

Tymczasem w znacznie mniejszym Rapidzie dostęp do żarówek jest wzorowy. Niby nic, a cieszy. Podobnie jak taka bzdurka jak skrobaczka do szyb ukryta pod klapką wlewu paliwa.
Pewnie rozpisywać można by się jeszcze wiele na temat sympatycznej Skody. Dla mnie samochód dopasowany na miarę. Wystarczająco przestronny, a zarazem sprawiający wrażenie zwinnego i sprytnego. Takie reklamowe simply clever. W sam raz. By dostrzec więcej wad i zalet trzeba by pewnie pojeździć znacznie dłużej niż przez godzinę. Ale i ten czas pozwala się tym autem zauroczyć. Czasem warto skorzystać z okazji i dać się namówić na jazdę próbną. Przynajmniej dla samej frajdy.
Test Rapida. A kogo to obchodzi
I wracam do postawionego na początku pytania – czy w gazecie lokalnej jest miejsce na tematykę motoryzacyjną? Czy kogoś to zainteresuje w momencie, gdy w każdym kiosku można kupić przynajmniej kilka czasopism poświęconych wyłącznie tej tematyce? Wreszcie od strony finansowej – czy pisząc o samochodach zwabi się reklamodawców czy wręcz przeciwnie utwierdzi się ich w przekonaniu, że prędzej czy później zajrzymy do ich salonu by napisać tekst za darmochę?
