Gdzie znaleźć krokusy
Wyjazd w Tatry stał się właśnie narodowym sportem. Na pytanie: gdzie znaleźć krokusy Google wynajduje 148 tys. odpowiedzi w ciągu 0,78 sekundy.
Znów uzyskaliśmy odwrotny efekt. Apelując, by nie przyjeżdżać, nie deptać, nie rozjeżdżać krokusów samochodami – spowodowaliśmy tysięczne tłumy w Chochołowskiej, gigantyczny korek na wjeździe do doliny i samochody zaparkowane w bajkowej scenerii.
Nie ma się czemu dziwić – każdy chce skorzystać z cudownej pogody zapowiadanej na weekend i zobaczyć fioletowe dywany zalegające tatrzańskie doliny. Im bardziej my, dziennikarze cieszyliśmy się publikując fantastyczne ujęcia, tym bardziej w narodzie rósł zapał, by to zobaczyć na własne oczy. Podjechać samochodem, najbliżej jak się da, a nawet wynająć dorożkę i wreszcie walnąć się w trawę robiąc sobie selfie w szafranach. Bo niby dlaczego nie! Skoro inni przyjeżdżają, to dlaczego ja mam sobie odpuścić?
Gdzie znaleźć krokusy czyli stres w kolejce
Przyznaję, też sobie w tym roku nie odpuściłem. Tyle, że posłuchałem parkowców oraz podpowiedzi w Tygodniku Podhalańskim i ruszyłem tam, gdzie krokusy są, a z praktyki wiadomo, że dziś nie będą to miejsca tak bardzo popularne. Dolina Kościeliska jest tuż obok Chochołowskiej więc tłocznie też mogło być, stąd wybraliśmy Kalatówki. Logika sugerowała, że właśnie tu powinny być większe tłumy, bo łatwiej dotrzeć, samochód można postawić w Zakopanem, a do Kuźnic dojść na piechotę lub skorzystać z busa. A dalej jedynie 35 minut.
– No szlag mnie trafi, kolejka! Nawet tu komercja, cholera by wzięła – słyszę jęki jegomościa stojącego za mną w ogonku do kasy i przeżywającego widocznie kryzys wieku średniego, bo na oko dobiegał czterdziestki.
Dziesięciominutowe stanie w ogonku nie byłoby aż tak uciążliwe, gdyby nie te wzdychania, narzekania i ubolewania wyrażające ogólną społeczną dezaprobatę dla wszystkiego. A przecież stoimy w lesie, nie spieszymy się do roboty! Po co sobie życie skracać stresem? Przegryzam język, by nie spytać, z którego wielkiego miasta przyjechał, bo wszelkie znaki wskazywały, że… wiadomo z którego.
Ale w końcu park skasował nas fiskalnie, wręczając paragon – można iść.
To fakt, Tatry przez te kilka tygodni w roku wyglądają nieziemsko. Łąka pokryta krokusami jest cudowna, wśród kwiatów można wystawić gębę do słońca chciwie łapiąc miłe ciepło.
Tylko jeden fakt nie pozwala się cieszyć przyrodą. To obecność tysięcy ludzi przechodzących ścieżką niczym ulicą Marszałkowską w jedną i drugą stronę. Nie sposób znaleźć miejsce, by się nacieszyć widokami, a jeszcze trudniej usiąść – oczywiście jeśli nie chcę (a nie chcę) zadeptać tych najpiękniejszych kwiatów.
Mimo wszystko jest miło i przyjemnie, strażnicy parku czuwają, by kogoś nie poniosło w krokusy. Jak każdy robię setki zdjęć, cieszę się pogodą i idę w tłumie dalej.
Gdzie znaleźć krokusy. Ale czy naprawdę musisz?
Pamiętam pierwszy album z fotografiami Tatr, który dostałem będąc w podstawówce. Fantastyczne zdjęcia, niepoznany jeszcze zbytnio świat wysokogórskich krajobrazów. I wstęp, który mnie zaskoczył. Jego przekaz można streścić mniej więcej w ten sposób: Tatry są odwiedzane przez tysiące turystów. To jedyne góry o alpejskim charakterze, stąd niemal każdy stawia sobie za cel wyjść choćby na Giewont czy Kasprowy Wierch. Jednak jeśli poprzestaniesz na oglądaniu zdjęć odciążając tatrzańską przyrodę – zrób to. Wyrusz w inne góry, zwiedź Mazury, wykąp się w morzu. Jeśli nie jesteś chory na Tatry, nie zapałałeś szaleńczym uczuciem do gór – daj im odetchnąć. Nie ulegaj modom, czy podszeptom znajomych. Będąc w Zakopanem wcale nie musisz zdobyć góry, sfotografować krokusów czy zrobić sobie selfie nad Morskim Okiem.
Zdjęć zrobiono miliony. Wiele z nich jest z pewnością technicznie lepszych niż te, które tobie wyjdą. Więc jeśli naprawdę kochasz góry – wybierz te miejsca i czas, gdy nie ma tłumów, jest cicho i szlaki nie przepełnione. Jest przecież tyle cudownych i niemal dziewiczych szlaków w Beskidach!