Dziennikarski Warsztat 17. Artykuł 212 – przekleństwo czy ostatnia deska ratunku

Bicz na dziennikarzy, postrach maluczkich, młot na czarownice. Artykuł 212. Przez jednych demonizowany, innych wykorzystywany, pozostałych – lekceważony.
Tylko po co dziennikarza straszyć więzieniem?
Zniesławienie, to nie to samo co znieważenie. Choć, by unikać w tekście powtórzeń – chce się korzystać z obu określeń zamiennie, to dla prawnika różnica jest wyraźna. Zniesławienie odnosi się do faktów, a znieważenie – ocen. Krótko mówiąc, gdy napiszę, że deweloper nie wywiązywał się z umów – mogę zostać oskarżony o zniesławienie. Jeśli dodam, że to bałwan i cham – to go znieważę.
Prawnik zauważy jeszcze różnicę w numerach paragrafów – odpowiedzialność za zniesławienie opisuje artykuł 212 kodeksu karnego i kilka kolejnych, a za znieważenie sąd przywali karę z art. 216. To dla tych, którzy kochają numerki.
Wracając do zniesławienia i wydawałoby się mocno naciąganego przykładu dewelopera, to okazuje się, że za zniesławienie można zostać skazanym także jeśli podało się prawdę.
Napisanie prawdy to za mało. Fakty, które zostały ujawnione, muszą ponadto służyć obronie społecznie uzasadnionego interesu. To oczywiście bardzo pojemne pojęcie, co stwarza dla sądu równie szerokie pole interpretacji. Dziennikarz może mieć bardzo duży stopień pewności, że napisał prawdę (ma twarde dowody, dokumenty, nagrania itp.). Nie może mieć już takiej pewności co do działania „w obronie społecznie uzasadnionego interesu” – pisze Robert Socha w książce „Piórem i paragrafem. Praktyczny przewodnik dla dziennikarzy”.
To jest logiczne. Bo publiczne roztrąbienie, że ojcem dziecka pani Krysi jest Władziu – choć niby prawdziwe – niczemu nie służy. I jest skandalicznym nadużyciem. Ale jeśli wspomniany Władziu jest posłem i walczy gorliwie o zachowanie obyczajności, samemu będąc hipokrytą i zdradzając żonę – to ten wątek pewnie wiele by o nim społeczeństwu powiedział. Tylko trzeba oszczędzić panią Krysię, chyba, że para się ona tą samą działalnością co poseł Władziu.
Artykuł 212 – prawda prawdą, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie
Przed laty musiałem się stawić z dnia na dzień w sądzie, gdyż właśnie przytoczony wcześniej deweloper, a jednocześnie kandydat na posła, poczuł się zniesławiony tym, co napisałem. Wówczas zaskoczyło mnie, że przed sądem tak on, jak i jego pełnomocnik nie ukrywali, że napisałem prawdę. Oskarżyli mnie w trybie wyborczym, że pisząc o tym, że biznesmen nie wywiązał się z umowy i przez lata nie wybudował bloku do czego się zobowiązał – naruszyłem jego dobre imię. Do tego podważyłem zaufanie domniemanych wyborców.
– To wszystko prawda, ale dlaczego dziennikarz przypomniał to właśnie teraz, przed wyborami – grzmiał pełnomocnik niedoszłego posła.
Zarzut wydawał mi się kuriozalny, szczęśliwie sąd doszedł do podobnego co ja wniosku, że w przypadku osoby kandydującej w wyborach społeczeństwo ma prawo wiedzieć o nim niemal wszystko. Stąd istnienie „społecznie uzasadnionego interesu” w tym, żeby o tych faktach napisać było niepodważalne.
Deweloper posłem nie został, ale nie poczytuje sobie w tym zasługi choć satysfakcję z wyroku sądu miałem sporą.
Senator, wiatraki i artykuł 212
Być może mniej byłoby mi do śmiechu, gdyby oskarżenie odbywało się w trybie artykułu 212, a nie w trybie wyborczym. Perspektywa sprostowania czy przeprosin zawsze jest mniej stresująca niż widmo odsiadki. Nawet jeśli praktycznie w III RP nikomu więzienie nie groziło. Poza przypadkiem, gdy skazany dziennikarz odmówił publikacji przeprosin.
Czy kara więzienia jaką zawiera artykuł 212 jest tylko straszakiem czy realnym zagrożeniem? Póki jest zapisana w kodeksie to nigdy nie wiadomo czy władza nie ulegnie pokusie oskarżenia, a niezawisły sędzia nie spróbuje pismaka przygwoździć wyrokiem bez zawiasów. Oczywiście można dywagować, czy to możliwe, ale przecież wszyscy ludźmi jesteśmy. Skoro jednak artykuł 212 daje możliwość posadzenia dziennikarza za kratkami to będzie i pokusa, by z tego skorzystać. A to już grozi paraliżem dziennikarskiej pracy. Bo, kto zaryzykuje podaniem niewygodnej prawdy jeśli grozić mu może realne 2 lata więzienia?
Kilka lat temu pozwy przeciw Tygodnikowi Podhalańskiemu wytoczył ówczesny senator PiS Tadeusz Skorupa. Wraz z małżonką oskarżył redakcję o zniesławienie. Małżonkowie osobno wytoczyli armaty tak w trybie cywilnym jak i karnym. W efekcie z jednej sprawy mieliśmy cztery akty oskarżenia. Ostatecznie – na nasze szczęście – cztery wyroki uniewinniające.
Sąd wydając wyrok przyznał, że dziennikarz stosując prowokację i nagrywając senatora działał w społecznie uzasadnionym interesie. Nagranie tego co parlamentarzysta myślał o życiu senatora obiegły wszystkie media. (o sprawie przeczytasz TU).
A niech to sąd rozsądzi
Dyskusja o dziennikarskiej odpowiedzialności za słowo toczy się i toczyć się będzie zawsze. Gdzie kończy się rzetelność, a zaczyna zniesławienie? Jaka jest granica pomiędzy publicystyką, a znieważeniem? Wszystko zależy od punktu widzenia. Inaczej odbierze to polityk inaczej dziennikarz. Każdy będzie tę linię przesuwał w swoją stronę.
A rolą niezawisłego sądu jest ocena, czy któraś strona tej granicy nie przekroczyła.