Wierszówka za kliknięcie – dziennikarski demotywator
Różne pomysły mają wydawcy na zmobilizowanie dziennikarzy do pisania tekstów w internecie. Czy wierszówka za kliknięcie to nie autodestrukcja mediów?
To problem nie tylko lokalnych gazet. Do pierwotnego dylematu co wrzucać do internetu, by nie zabić wydania papierowego doszedł kolejny – jak to zrobić. I zarobić.
Jaka praca taka e-płaca
To logiczne, że wrzucanie tych samych tekstów co w gazecie także na portalu internetowym jest wydawniczym samobójstwem. Ci, którzy mają dostęp do sieci będą w większości woleli darmowe treści. Wyjściem z sytuacji jest publikowanie w internecie płatnych tekstów.
Tu sytuacja wydaje się jasna. Jednak jak zmobilizować dziennikarzy do pisania tekstów do internetu? Leniwi jesteśmy i nawet na proste skrócenie tekstu i obróbka zdjęcia, by zamieścić je w sieci brakuje czasu. Oczywiście jeśli robimy to “w ramach obowiązków” czyli za darmo.
Czytaj też: Jak napisać atrakcyjny tekst dla wyszukiwarek
Wiadomo, że najlepiej mobilizuje pracownika odpowiednia płaca. Więc jeśli za tekst dziennikarz dostanie parę złotych to szybko sobie przeliczy, że ilość ma znaczenie.
Już dawno słychać było o pomyśle jednego z wydawców, by podobnie jak w papierze także i na portalu honorarium wiązać z jakością tekstu. Tyle, że w tym drugim przypadku efekt byłby łatwiej mierzalny – liczona byłaby wierszówka w zależności od ilości kliknięć.
Efekt mierzony kliknięciami
Na pierwszy rzut oka pomysł logiczny. Jeśli wielu czytelników wejdzie na portal i przeczyta dany tekst, znaczy, że jest on ciekawy i wartościowy. Na tym nam przecież zależy, by przyciągać czytelników. Artykuł odpowiednio napisany i zredagowany pod SEO wymaga przecież podstawowej wiedzy i pracy. Im więcej kliknięć tym ciekawsza treść. Tak powinno być w świecie idealnym. Ale internet nie jest światem idealnym.
Tu klika się tam, gdzie jest przemoc – wystarczy spojrzeć ile wejść ma relacja z miejsca wypadku nawet jeśli najeżona jest błędami i słownym bełkotem. Góruje sensacja – więcej osób przeczyta o przekrętach radnego niż o wernisażu wystawy obrazów Chagalla. Wreszcie seks – miłosne podboje lokalnej gwiazdki skupią większą publikę niż analiza sytuacji służby zdrowia w powiecie. Chyba, że tę ostatnią naszpikujemy “smaczkami” w postaci zgonów z powodu błędów lekarskich, aferami z łapówkami w tle czy wreszcie gwałtami na pacjentkach.
Wierszówka za kliknięcie wydaje się więc pomysłem nie tyle nietrafionym co groźnym. W pogoni za wejściami trzeba byłoby skupić się na tym co czytelnicy lubią najbardziej. W efekcie świat, który oglądalibyśmy w sieci byłby jeszcze bardziej potworny niż ten, który oglądamy tam teraz. Choć trudno sobie to wyobrazić.
Wierszówka za kliknięcie – to już się dzieje
Pomysł jednak nie jest domeną lokalnych poszukiwaczy sposobu na wiązanie końca z końcem małego wydawnictwa. Oficjalnie, choć w ramach eksperymentu, wierszówkę za kliknięcie wprowadza australijskie imperium prasowe Ruperta Murdocha.
Trzypoziomowy system – na razie wprowadzony w fazie próbnej na trzy miesiące – polega na tym, że reporterzy będą zarabiać więcej gotówki co tydzień (premie mają wynosić od 10 do 50 dol.), jeśli liczba nowych subskrybentów dzięki ich tekstom przekroczy wyznaczony limit i jeśli ci nowi czytelnicy przyczynią się do osiągnięcia określonej liczby odsłon danego artykułu – czytamy we wrześniowym numerze Press.
Wydawca przekonuje, że pomysł ma motywować dziennikarzy do aktywności w sieci i promocji w mediach społecznościowych. Jednak wśród dziennikarzy budzi on więcej obaw niż nadziei. Sensacyjne historie, zbrodnie i rozrywka zawsze będą częściej czytane niż informacje polityczne czy ekonomiczne analizy.
Czytaj też: Local Press i ukryty zespół oszusta
Klikalny koszmar
Okazuje się jednak , że duże wydawnictwa już korzystają z usług platform analitycznych, które mają informować o wynikach poszczególnych tekstów w czasie rzeczywistym. Choć formalnie żadna z gazet nie płaci dziennikarzom za zwiększenie liczby subskrybentów to nie sposób uwierzyć, że nie ma to wpływu na ocenę tekstów.
Czy koncern Murdocha wyznaczy obowiązujący wkrótce trend? Czy skazani będziemy na wyścig szczurów i pisanie tekstów, które będą schlebiać gustom żądnej sensacji gawiedzi?
Image by Bruno Glätsch from Pixabay