Papież Franciszek. Najlepszy jakiego znam

Kilka dni po Jego wizycie wydaje mi się, że mieszkam w innym kraju. Choć odrobinkę. Wyjeżdżam na trzy tygodniowy urlop i trochę się boję, że po powrocie wszystko będzie jak dawniej.
Co się zmieniło? Mimo ogromnego larum i utyskiwania kolegów z mediów wszelakich – bagniste Brzegi nie wciągnęły pielgrzymów przybyłych na Światowe Dni Młodzieży. Nie było organizacyjnej klęski, chaosu, zamachów. Dziś wszyscy biją brawo służbom wszelkim i organizatorom. Nawet policji. Sukces pełną gębą. A gdy miesiąc temu mówiłem, że wysyłam córki na spotkanie z Franciszkiem – większość znajomych pukała się w głowę. Wielu wolontariuszy, z którymi dziewczyny współpracowały mówiło – w Rabce owszem, będziemy działać, ale do Krakowa nie jedziemy. Niebezpiecznie.
Papież i medialna psychoza
Koledzy medialni rozpętali psychozę, której skutków obawiali się wszyscy. Szczęśliwie młodzi tak bardzo ogłupić się nie dali. I przybyli w liczbie zaskakującej wszystkich. Blisko 2,5 miliona ludzi w Brzegach!
Ale nie o organizacji chcę pisać. Franciszek przemówił jak żaden inny papież. Prosto, jasno i do każdego. Nie tylko anegdotkami o latających talerzach podczas małżeńskich kłótni.
A przecież było o uchodźcach. Choć wiadomo było, że papież nie poda gotowej recepty ani przepisu na rozwiązanie problemu to od razu rozpoczęły się interpretacje. Zwolennicy przyjęcia podkreślali, że Franciszek wzywa do pomocy, przeciwnicy – do pomocy owszem, ale nie przyjmowania. I domorośli polityczni egzegeci porozbierali na czynniki pierwsze każdą wypowiedź dobierając sobie to, co im pasuje. A przecież było po prostu:
Znając żarliwość z jaką podejmujecie misję, śmiem powiedzieć: miłosierdzie ma zawsze młode oblicze. Serce miłosierne ma bowiem odwagę, by porzucić wygodę; serce miłosierne potrafi wychodzić na spotkanie innych, potrafi objąć wszystkich. Serce miłosierne potrafi być schronieniem dla tych, którzy nigdy nie mieli domu lub go stracili, potrafi stworzyć atmosferę domu i rodziny dla tych, którzy musieli emigrować, jest zdolne do czułości i współczucia. Serce miłosierne potrafi dzielić swój chleb z głodnym, serce miłosierne otwiera się, aby przyjmować uchodźców oraz imigrantów. Powiedzieć wraz z wami „miłosierdzie”, to powiedzieć: szansa, przyszłość, zaangażowanie, zaufanie, otwartość, gościnność, współczucie, marzenia.
Kościół walczący
Było też o walce z terroryzmem. Przed oczami stanęła mi scena z Suchej Beskidzkiej, gdzie kilka miesięcy temu odbyła się manifestacja narodowców przeciw imigrantom. Ktoś krzyknął w zapale – „módlmy się o kościół walczący!” O jaki kościół? Ten, w który ja wierzę jest bliższy temu, który przedstawia Franciszek:
Teraz nie zabierzemy się do wykrzykiwania przeciw komuś, nie zabierzemy się do kłótni, nie chcemy niszczyć. Nie chcemy pokonać nienawiści większą nienawiścią, przemocy większą przemocą, pokonać terroru większym terrorem. A nasza odpowiedź na ten świat w stanie wojny ma imię: nazywa się przyjaźnią, nazywa się braterstwem, nazywa się komunią, nazywa się rodziną. Świętujemy fakt, że pochodzimy z różnych kultur i łączymy się, żeby się modlić.
A, że wszyscy jesteśmy na swój sposób młodzi to musimy zostawic za sobą wygodę kanapy.
Nie przyszliśmy na świat, aby „wegetować”, aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie nie pozostawiając śladu. A gdy wybieramy wygodę, myląc szczęście z konsumpcją, wówczas cena, którą płacimy, jest bardzo i to bardzo wysoka: tracimy wolność.
Zacheusz
Jednak do mnie najbardziej trafiła niedzielna homilia i przykład Zacheusza. Łotra, kolaboranta, złodzieja. Największej mendy. To właśnie w jego domu Jezus postanowił się zatrzymać. I próbuję sobie wyobrazić tę scenę dziś. Jakie musiałoby być oburzenie na widok tak wielkiego wyróżnienia dla ubeka, kapusia, oszusta, który utuczył się na ludzkiej krzywdzie i donosach. A przecież Jezus nie postanowił go odwiedzić, bo ten się zmienił. Nie. Przyszedł bez żadnych warunków. Poprawa przyszła potem.
Bóg nas miłuje takimi, jakimi jesteśmy, i żaden grzech, wada czy błąd nie sprawi, by zmienił swoje zdanie. Dla Jezusa – pokazuje to Ewangelia – nikt nie jest gorszy i daleki, nie ma człowieka bez znaczenia, ale wszyscy jesteśmy umiłowani i ważni: ty jesteś ważny! A Bóg liczy na ciebie z powodu tego, kim jesteś, a nie z powodu tego, co masz: w Jego oczach nic nie znaczy, jak jesteś ubrany, czy jakiego używasz telefonu komórkowego; dla Niego nie jest ważne, czy podążasz za modą – liczysz się ty. W Jego oczach jesteś wartościowy, a twoja wartość jest bezcenna.
Takie małe przesłanie na wakacje. Jadę nad morze. Wyłączam się. I wierzę, że gdy wrócę między nami będzie jeszcze lepiej!