Telewizja w Internecie. Niezbędnik gazety lokalnej

Przyzwyczaiłem się, że mogę się skryć za rządkiem liter. Tymczasem współczesność puka w okno i domaga się wpuszczenia. Chcąc nie chcąc musiałem się w końcu pojawić na srebrnym ekraniku. Bo niezbędna w lokalnej gazecie jest Telewizja w Internecie.
To właściwie nie było pytanie tylko propozycja nie do odrzucenia. Jurek Jurecki, wydawca Tygodnika Podhalańskiego dwa tygodnie wcześniej poprowadził wywiad z burmistrzem Zakopanego Leszkiem Dorulą. Pomysł był banalny – najpierw przez pewien czas redakcja czekała na pytania proponowane przez czytelników. Potem wystarczyło je zadać. Tak działa telewizja w Internecie.
Wywiad z burmistrzem
Wywiad z Leszkiem Dorulą poprowadził Jurek. Pytań miał ponad siedemdziesiąt. Ich zadanie i uzyskanie odpowiedzi zajęło bite dwie godziny. Świetny, wyczerpujący materiał dla wszystkich zainteresowanych. Nie-zakopiańczykowi znudziło się szybko ze względu na pytania „techniczne” – o dziurę w drodze, uliczne kosze czy kanalizację. Ale wywiad szybko uzyskał ponad dziesięć tysięcy odsłon co dla telewizji w Internecie na lokalnym portalu jest wynikiem całkiem dobrym. (Do zobaczenia TU)
Skoro się spodobało – trzeba było poprowadzić podobny wywiad także w Nowym Targu. Tym sposobem znalazłem się na liście prowadzących. Chcąc nie chcąc, mimo świadomości braku obycia z kamerą, notorycznego bełkotania i podręcznikowego faflunienia – i tak musiałem się zgodzić. Cóż, nowe doświadczenie. Ktoś powie: bezcenne. Dodam: porażające.

Piątkowy termin debiutu w telewizji w Internecie uzgodniliśmy wspólnie z burmistrzem. Miejsce wybraliśmy sami – kawiarenka w Rynku z przeszklonymi ścianami była idealna dla telewizyjnych ujęć szczególnie zanim zapadł zmrok. Nie spodziewałem się ogromu technicznej strony przedsięwzięcia. Beata i Jarek Jastrzębscy czyli dziennikarka i operator Telewizji TP od przedpołudnia odnajdywali się w plątaninie kabli. Chciałem pomóc, ale wiedziałem, że tylko przeszkadzam, więc oddaliłem się na z góry upatrzoną pozycję. Trzy kamery, cztery reflektory, mikrofony, monitory powoli zyskiwały połączenie między sobą, a ostatecznie także ze światem. Okazało się jednak, że nie jest to tak łatwe jak się nam pierwotnie wydawało. Tuż przed emisją sprawdzany wcześniej sygnał LTE nieoczekiwania zniknął. Gdy my siedzieliśmy przy stole dopływające z zaplecza stłumione choć nerwowe odgłosy dawały wyobrażenie o tym co się tam dzieje. A działo się dużo, bo Jarek momentalnie wyskoczył na dach kawiarenki, by zainstalować internetową antenę. Zaskoczyło. Zaczęliśmy jednak z dziesięciominutowym opóźnieniem.
Niewygodne pytania od czytelników
Pytań od czytelników nie brakowało. Oprócz tych dotyczących chodników i asfaltu były też takie, które mogłyby rozmówcę wyprowadzić z równowagi.
-Kiedy się Pan poda do dymisji – to był rodzaj rozgrzewki.
-Kto pociąga za sznurki w magistracie- powinno wkurzyć.
-Dlaczego jest Pan tak nudny i przewidywalny? – mogło doprowadzić do wybuchu.
Pod warunkiem, że mielibyśmy do czynienia z człowiekiem, który nie ma pojęcia czym jest gruba skóra polityka. Grzegorz Watycha się nie obraził, a przynajmniej nie dał tego po obie znać.
Ponieważ pytań było ponad pięćdziesiąt, wywiad trwał również niespełna dwie godziny. Jak wypadł – niech ocenią ci, którzy oglądali, albo jeszcze mają ochotę obejrzeć.

Multimedia w gazecie
Rzeczywistość cyfrowa coraz mocniej puka w szybki okien gazetowych redakcji. Musimy się przyzwyczaić, że multimedialne wyzwania są przed nami. I próbować się z nimi zmierzyć. Mimo wszystko. Krótkie filmy z miejsca wypadku, newsy kręcone komórką czy podcasty to konieczność na stronach internetowych także lokalnych gazet. Własna telewizja w internecie to niezbędny dodatek. Galerie zdjęć już nie wystarcza. Musimy czytelnikom dawać więcej. I szukać dalej. Bo świat idzie do przodu, a czytelnikowi, nawet temu najbardziej konserwatywnemu już nie wystarczy jedynie ciąg liter na papierze okraszonych zdjęciem. Potrzebuje wciąż czegoś więcej.