Kiosk w świecie autodestrukcji

Można burzyć się i marudzić, że niknie opiniotwórcza rola prasy, ale w zderzeniu ze słupkami sprzedaży pozostajemy bezradni.
Szelest papieru i możność zabrania gazety ze sobą gdziekolwiek się chce – jestem przekonany, że tradycyjna forma publikacji przetrwa. Pewność moja jest co najmniej tak samo silna jak niegdyś, gdy trwała dyskusja na temat cyfrowej fotografii, która miała nigdy nie wyeliminować tradycyjnej błony.
Dziś, dzieci w sklepie na rzadki widok pudełeczka z 36-klatkową kliszą pytają: co to?
Niedawno kupiłem Tygodnik Powszechny – tym razem nie w kiosku, a w internecie. Pełną wersję, gazety w wersji cyfrowej. Treść ta sama, cena niższa, możliwości większe. Podoba mi się, że mogę robić zakładki, podkreślenia, kopiować cytaty. I nie pęta mi się po biurku sterta papieru. Co ważne, bez trudu mogę sięgnąć do archiwum i wygrzebać numer sprzed miesiąca, w którym był ciekawy artykuł.
I tak trafiam na Tygodnik Powszechny z tekstem Pauliny Wilk „Samobójstwo polskich mediów. Rzeczpospolita dezinformacji” (TP 42/2012). Już w pierwszych zdaniach czytamy: „polskie media wkroczyły w fazę autodestrukcji. Niszczą je sami dziennikarze, zamieniając czwartą władzę w festiwal chciwości i arogancji”.
I nie sposób się z tym nie zgodzić. Tak samo, jak z uwagami o tym, że stopniowo giną w prasie szlachetniejsze gatunki jak reportaż czy dziennikarstwo śledcze. Wypiera je „walka o czytelnika” polegająca na publikacji coraz brutalniejszych treści i jednoznacznych opinii.
„Polscy dziennikarze pogrążyli się na własne życzenie. Postępujący konsumpcjonizm i ostra walka o uwagę odbiorców odsłoniła słabość intelektualną i moralną tej części polskich elit, które odpowiadały za wysokie standardy czwartej władzy. Odpowiadały, bo tych standardów już nie ma”.
Obraz nakreślony przez Paulinę Wilk nie nastraja optymistycznie. „Dziennikarze nie zajmują się już opisem świata, ale kreowaniem jego fikcyjnej wersji. Odgrywają przed nami telenowelę o zwaśnionych medialnych rodzinach, rzekomo spierających się o prawdę i ideały. W ich wspólnym interesie jest, by kłótnie i podziały wyglądały dramatycznie – to elektryzuje publiczność, nie pozwala przegapić kolejnego epizodu.
Pozostaje pytanie, na ile obraz ten przystaje też do gazet lokalnych? Patrząc na sprzedaż konkretnych numerów zauważamy, że lepiej sprzedają się te, gdzie na pierwszej stronie jest przemoc, tragiczne newsy niż pogłębiony temat społeczny. I można się zastanawiać, czy to dziennikarze kreują gust czytelnika, czy wręcz przeciwnie – piszą pod jego upodobania. Bo można burzyć się i marudzić, że niknie opiniotwórcza rola prasy, ale w zderzeniu ze słupkami sprzedaży pozostajemy bezbronni.
Lubię szelest papieru, z przyjemnością sięgam po tradycyjną gazetę. Ale i coraz bardziej przekonuję się do e-prasy. Może i środowisko dziennikarzy jest skłócone, warsztat coraz gorszy, a opinie skrajne i tendencyjne. Ale trudno sobie wyobrazić życie bez gazety – obojętne w jakiej formie. A, że dostęp do tej elektronicznej jest łatwy to postanowiłem otworzyć kiosk z prasą i książkami. Czy się przyjmie?