Najemnik z Suchej bohaterem w Abchazji

W nawale tekstów dotyczących prozaicznych problemów trafia się czasem historia niezwykła. Zbierając materiały znajduję najemnika z Suchej, bohatera wojny w dalekiej Abchazji.
Wojtka Góreckiego usłyszałem w słuchawce telefonu prawie po dziesięciu latach od spotkania w Baku. On wówczas był pracownikiem ambasady, ja trenerem, który przyjechał poprowadzić warsztaty dla dziennikarzy w Gandży – drugim co do wielkości mieście Azerbejdżanu. Wojtek zaopiekował się nami, przekonał do fantastycznego smaku gruzińskiego wina, zabrał do Świątyni Ognia. A przede wszystkim odebrał nad ranem z lotniska i pozwolił ogarnąć się przed dalszą podróżą w swym mieszkaniu. Opuszczając nadkaspijski kraj wydawało się, że z Góreckim pewnie już się nie spotkamy. A na pewno nigdy bym nie przypuszczał, że zobaczymy się w redakcji Tygodnika Podhalańskiego w Suchej Beskidzkiej, by porozmawiać o tym co udało mi się dowiedzieć na temat Janusza Godawy, niezwykłego najemnika, który zginął w Abchazji.
Najemnik z Suchej – kozak z Mongołem na plecach

Ciało Janusza Godawy, 26-letniego Polaka znaleziono w okolicach wsi Mercheuli za kierownicą ostrzelanej białej łady. Być może przez otwarte drzwi po stronie pasażera uciekł z samochodu Arsen Efendijew, ksywa Mongoł. Kilka dni wcześniej razem szturmowali od tyłu gmach władz w stolicy Abchazji. Ruszyli we dwóch strzelając do broniących budynek ukraińskich najemników walczących po stronie gruzińskiej. Ilu z nich położyli – nie wiadomo. Jednak rzucone przez obrońców granaty osłabiły zapał szturmujących. Tym bardziej, że Mongoł dostał odłamkiem w twarz. Szturm kończy wyjście Polaka niosącego na plecach rannego kompana.
Ostatni ślad po wówczas 26-letnim Januszu Godawie to fragment filmu video nakręcony przez abchaską telewizję. Jest 27 września 1993. Suchumi, centrum miasta nieopodal gmachu Sowminu – siedziby abchaskich władz. Stolicę odrywającej się właśnie nie bez pomocy Rosjan Abchazji, separatyści odbijają z gruzińskich rąk. Grupka mężczyzn – ubranych w wojskowe uniformy z bronią w ręku opowiada o wypadkach sprzed godziny. Jeden, lekko uśmiechający się mężczyzna nie bardzo pasuje do śniadych kompanów. Nie tyle, że inna uroda – w ogóle nie mówi po rosyjsku, języku w Abchazji dominującym. Dziennikarka chce go dopytać o szczegóły, prosi więc, by mówił po polsku. – Jak my tam szli?Wyszliśmy na pierwsze piętro. Idziemy na drugie. A co będę gadał… – odpowiada żołnierz.
Bohater? Łajdak?
Górecki prosi mnie o zebranie kilku informacji na temat suszanina. Sam właśnie skończył książkę o wydarzeniach w Abchazji. Tam właśnie natknął się na ślady Godawy. Film, a potem fragment książki rosyjskiej dziennikarki. Później próbował jeszcze dowiedzieć się czegoś przez znajomego dziennikarza, który podjął się próby odnalezienia rodziny. Zebrał wiele cennych informacji. Ale nadal nie wiadomo kim jest polski bohater z Abchazji, którego ciało spoczywa w Alei Sławy, a władze samozwańczej republiki przyznały mu pośmiertnie najważniejsze odznaczenie – Order Króla Leona.

W Zembrzycach znajduję ciotkę, która wychowywała Janusza po rozwodzie jego rodziców. Starsza pani ze wzruszeniem wspomina chłopaka. I przyznaje cicho – zatracił nam się.
Bohater ma bujną przeszłość. Jako nastolatek popada w konflikt z prawem. Z nowymi kumplami, których poznaje po przeprowadzce do mieszkania mamy zaczyna kraść. Pije. Rozrabia. Poprawczak. Potem kolejny. Wreszcie więzienie. Na wolności poznaje dziewczynę. Z burzliwej i krótkotrwałej miłości rodzi się córka, do której nawet nie chce się nawet przyznać przed rodziną. Nie dla niego małżeńska stateczność. Zostawia kobietę. Jedzie zaciągnąć się do Legii Cudzoziemskiej. Albo – tak tylko się przechwala. Gdy wraca do kraju, opowiada, że był w Marsylii, zaciągnął się, ale kontuzja kolana wyeliminowała go ze służby.
– Ciągnęło go na wojnę – wspomina jego dawna sąsiadka.
Potwierdza to matka, która mieszka w Stanach Zjednoczonych.
– On szukał śmierci – uściśla ciotka.
Córka? Nie znam.
Po kilku latach o istnieniu córki Janusza dowiaduje się ciotka. Razem z jego matką pomagają jej jak wnuczce. Dziewczynka straciła ojca, gdy nie miała jeszcze trzech lat. Nie wiedziała kim jest. Dotąd nie chce rozmawiać na jego temat. Czy teraz ma choć cień rekompensaty za trudne dzieciństwo i ból odtrącenia? Czy tablica z wyrytym cyrylicą nazwiskiem Godawa gdzieś na końcu świata i książeczka dołączona do orderu ocieplą jej obraz ojca – kryminalisty?
Przyzwyczailiśmy się do biało-czarnego obrazu świata. Jeśli kogoś uznają za bohatera to musi być kryształowo czysty. Nieskazitelny. Wielki. Nie dopuszczamy do siebie nawet myśli, że może być inaczej. A Janusz Godawa był pogubionym, młodym człowiekiem. Bohaterem, może i z przypadku, a na pewno nie wśród tych, których naprawdę kochał. Tu był łajdakiem. Przynajmniej kiedyś. A dziś?