Hejt – jak zwalczać chamstwo w sieci

Czym się różni komentator od hejtera? Tym samym czym kibic od kibola. Jak mamy reagować na coraz powszechniejsze chamstwo w sieci?
Dziennik.pl podaje, że sąd drugiej instancji uznał naruszenie dóbr osobistych Jolanty Pieńkowskiej przez jeden z portali plotkarskich, który nie usunął złośliwych komentarzy. Niby nic nowego jeśli chodzi o media, ale tłumaczenie precedensu jest bardzo interesujące.
Chamstwo w sieci hurtowo wyłapywane
Zgodnie z przepisami właściciel portalu – jeśli nie prowadzi moderacji – odpowiada za treść komentarzy dopiero w momencie, gdy osoba dotknięta zwróci się o ich usunięcie. Lub otrzyma wiarygodną wiadomość, że wpis jest obraźliwy. Wówczas niezwłocznie ma usunąć złośliwy komentarz. Tyle, że musi wiedzieć, o który, konkretny dopisek chodzi.
I tu właśnie pojawiła się kontrowersja postanowienia sądu. Bo słynna prezenterka telewizyjna zażądała usunięcia obrażających ją komentarzy, ale nie wymieniła, o które konkretnie jej chodzi. Widać – najlepiej gdyby zniknęły wszystkie. Bo zdecydowana większość to stanowił obraźliwy bełkot. Jak sobie z tym poradzić – to zmartwienie moderatorów.
Konieczność przeanalizowania kilkudziesięciu czy nawet kilkuset wpisów w sytuacji, w której naruszenie dóbr osobistych powódki nie dotyczyło pojedynczego komentarza, nie może zostać uznane za wymóg zbyt daleko idący czy nazbyt obciążający stronę pozwaną. W sytuacji gdy duża część komentarzy okazałaby się bezprawna, możliwe było całkowite wyłączenie możliwości komentowania danego artykułu” – wyjaśnił sąd, nakazując zapłatę 2 tys. zł – podaje dziennik.pl
Chamstwo w sieci kontra moderator
Naruszenie wolności słowa? A może po prostu początek wojny z chamstwem w sieci?
Ten pierwszy argument jakoś do mnie nie przemawia. Cóż, niektórzy zapomnieli, że wolność absolutna skończyła się z chwilą pojawienia się na Ziemi drugiego człowieka. Ale podobnie o prawie do nietykalności cielesnej zapomina kibol szukający w ciemnej ulicy kogoś, by mu tylko przypierdolić.
Choć z dystansem podchodzę do mądrości z sądowych sentencji wyroków, w tym przypadku widzę światełko w tunelu. Jest szansa na jakąkolwiek walkę z wolną amerykanką w internecie i mediach.
Być może to sprawa dla wielu dość abstrakcyjna, ale dla prowadzących portale internetowe, także te lokalne – jest problem. Bo wytyczenie granicy pomiędzy tym, co stanowi ostrą, czasem bezpardonową polemikę, a chamskim atakiem na wyrażającego swe poglądy człowieka – nie jest dla każdego takie oczywiste. Moderatorzy stoją codziennie przed tym dylematem próbując odsiać z mediów bluzgi cyberchamów. Tymczasem standard wytyczony przez największe portale oznacza niemal całkowita dowolność. Można ubliżać w poczuciu bezkarności, bo przecież o ujawnienie IP komputera może poprosić dopiero prokurator. Sprawa musi być więc gruba. Tymczasem można sobie poużywać nawet na stronie lokalnej gazety lecząc wszystkie swoje najgłębiej skrywane kompleksy.
Chamstwo w sieci kontra bloger
Czy jest na to lekarstwo? Na drugim, zupełnie skrajnym biegunie stanęli blogerzy. Choć to pewnie nie jest regułą, w większości bardzo surowo moderują treści. W komentarzach nie ma prawa pojawiać się nie tylko chamstwo, ale często także krytyka autora oraz współpracujących z nim firm. Zapis często jest wyeksponowany, by nikt nie mógł zarzucić, że nie wiedział. A za przekroczenie zasady – dostaje się „bana” – co oznacza wykluczenie z możliwości komentowania. Oczywiście można próbować z inną tożsamością, ale to tylko na krótką metę. Czujne oko Wielkiego Brata wyłapie psubrata i wyrzuci na zbity pysk.
Eureka! Mogliby wykrzyknąć obrońcy uciśnionych celebrytów widząc oczyma wyobraźni takie rozwiązanie choćby na Onecie. Ale, zaraz… co z obiektywizmem? Swobodą wyrażania poglądów? Bloger nie musi sobie nim zaprzątać głowy, bo jego medium z założenia jest maksymalnie subiektywne. Ale dziennikarz czy właściciel portalu już na to pozwolić sobie nie może. Chyba, że wytnie wszystkie komentarze. I straci czytelników.
Chamstwo w sieci i nieuchronność kary
Kompromis musi być gdzieś pośrodku. Nie oszukujmy się – ludzie z dnia na dzień nie zmienią się i nie pozbędą się chamstwa skrywanego w najciemniejszych zakątkach swego jestestwa. Z drugiej strony nadmierna moderacja zniszczy dyskusję.
Co nam pozostanie? Podejrzewam, że dopiero kilka spraw o ochronę dóbr osobistych i słone odszkodowania zasądzone wobec hejterów, a nie właścicieli portali ma szansę choć odrobinę ucywilizować komentatorów. Jak na drodze – poczucie bezkarności u kierowców powoduje, że siadają za kierownicę i jeżdżą jak szaleni. Ale gdy gruchnęła wiadomość o masowej niemal konfiskacie praw jazdy po wprowadzeniu nowych przepisów – wariaci nieco się uspokoili.
Parę tysięcy za obrażający komentarz na rzecz pomówionego? A co Ty sądzisz o takim rozwiązaniu?
Czytaj też: Tabloid. Prasa-etyka-sprzedaż
Foto: Erik J. Gustafson / photo on flickr