SDP. Bez dwóch członków nie przyjmują

Postanowiłem wstąpić do organizacji dziennikarskiej. Choćby SDP. Niestety, wszystko rozbiło się o przypadłość – jak w tytule.
Aura tajemniczości sprzyja organizacji. Niełatwo zostać masonem. Choć masoni nie wymagają rekomendacji. Kiedyś tylko specjalnie dobrani „bracia śledziciele” obserwowali profana długo i sprawdzali czy nie podstawiony i wróg. Łatwiej było zostać za PRL-u żarliwym komunistą. Choć formalnie trzeba było być wprowadzonym przez dwóch lojalnych członków.
Właśnie. Wymóg posiadania dwóch członków (wprowadzających) wciąż jest żywy w organizacjach dziennikarskich.
Tak w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich (SPD) mającym swe początki w ustroju słusznie minionym jak i w konkurencyjnym, nowym Towarzystwie Dziennikarskim (TD).
Towarzystwo jak towarzystwo – musi cieszyć się zaufaniem. I pewnie z tego założenia wyszli jego założenie oddając się z lubością zapisom jakby pezetpeerowskiego regulaminu.
Członkostwem afiszowanie
Postanowiłem, że spróbuję. Może mnie, maluczkiego, lokalnego dziennikarza jakaś organizacja dziennikarska przytuli? Co jednak zrobić, by ją do siebie przekonać? Wszak nie mam twarzy znanej z telewizyjnego ekranu, ani nazwiska kojarzonego z najlepiej sprzedającymi się tytułami głównego nurtu. Nie dałem się też poznać jako jeden z dziennikarzy niepokornych. Choć kiedyś brałem udział w szkoleniu prowadzonym przez Michała Karnowskiego. A może jego brata? Trudno rozróżnić.
W myśl przysłowia, że pokorne ciele dwie matki ssie postanowiłem uderzyć za jednym zamachem do obu organizacji dziennikarskich. I napisałem maile. Zamysł był prosty – najpierw napiszę coś o sobie, a potem coś dodam, żeby było miło:
– Jestem dziennikarzem lokalnym, od 20 lat pracuję w Tygodniku Podhalańskim. Prowadzę też szkolenia dla dziennikarzy oraz bloga o tematyce dziennikarskiej – zacząłem nieskromnie licząc, że i staż i skojarzenie z globalnym tytułem gazety lokalnej ukazującej się na dwóch kontynentach zrobią wrażenie.
Chyba nie zrobiły. A jeśli nawet, to kolejne zdania mojej prośby osłabiły moje szanse:
– Mam krótkie pytanie – jak można przystąpić do Stowarzyszenia, skoro nie zna się żadnego „członka rekomendującego”? Być może wśród moich znajomych dziennikarzy są i tacy, którzy należą do SDP i mogliby podpisać moją deklarację – ale żaden nie chodzi z legitymacją uwieszoną u szyi ani członkostwem w żaden sposób się nie afiszuje – oczywiście w tekście do TD podmieniłem w stosownych miejscach nazwę szacownej dziennikarskiej organizacji.
Potem wziąłem ich pod włos korzystając z kapitalistycznego przeświadczenia, że nic tak nie pobudza do działania jak zdrowa rywalizacja:
– Z tego co widzę, podobny zapis ma konkurencyjne Towarzystwo Dziennikarskie – w drugim mailu oczywiście znów podmieniłem stosownie nazwę dziennikarskiej organizacji.
Na koniec zastosowałem jednak chwyt pewnie odebrany jako jeden z tych poniżej pasa. Bo to już nie branie „pod włos”, ale jawna zniewaga, chamstwo i bezczelność z mojej strony:
– Czy osoba spoza kręgu towarzyskiego nie ma szans na uczestnictwo w żadnej organizacji dziennikarskiej? – pytanie okazało się retorycznym tak w przypadku jednej jak i drugiej szacownej organizacji dziennikarskiej.
Odpowiedzi mimo upływu ponad dwóch tygodni nie otrzymałem. I straciłem nadzieję, że ją kiedykolwiek otrzymam.
Pozostaje mi więc loża masońska, bo PZPR już rozwiązali.