Media. W poszukiwaniu zdrowego rozsądku

Czasem wydaje się, że powariowaliśmy ze swym roszczeniowym stosunkiem do otoczenia.
Temat jak temat – mała gmina remontuje polną drogę. A, że robi to od końca, czyli od strony lasu -wychodzi na to, że na początek pieniędzy zabrakło. Na szczęście nie na samą drogę, a na przydrożne rowy odwadniające.
Temat dla lokalnej gazety? Można powiedzieć, że bzdura, bo dotyczy kilku chłopów dojeżdżających do pola. Z drugiej strony pozostaje problem logiki. Kto wymyślił, by robić od końca? Kilka kilometrów dalej rowy przy podobnej drodze ludzie wykopali sami, wystarczyło tylko załatwić koparkę. Okazuje, że da się tanim kosztem. Tu ktoś robi aferę, zamiast spróbować samemu.
Anglia w budowie
Wakacje. Wyjeżdżając do Anglii opuszczam Polskę, w której są fatalne, dziurawe drogi, a na autostradowych bramkach ustawiają się kilometrowe kolejki. Gdzie żaden rząd nic nie zrobił, ludziom też nie chce się robić i ogólnie jest syf i nędza. W telewizji na okrągło oglądam, że jest źle i widzę konkretne przykłady. Prawdziwe, a ich natłok powoduje, że każdy myśli, że otacza go totalny chaos i burdel.
Po wyjściu samolotu gnam przez europejską kolebkę demokracji i kapitalizmu. Samochód zjeżdża na coraz węższe drogi, choć wcale nie jest to jakieś ostatnie zadupie. Od czasu do czasu mijanka, ktoś przepuszcza, uśmiecha się, choć wydaje się, że właśnie powinien rzucać wiąchę przekleństw pod adresem rządu, drogowców, kierowców i całego świata. Przynajmniej ja mam na to ochotę.
Za chwilę coś zaczyna walić ostro w nadkola. No tak, remont drogi. Tu też? Anglia w budowie? Skąd my to znamy… Ale remont to dość osobliwy. Widzę jak pasem drogi przejeżdża maszyna wylewająca coś na kształt lepiku. Potem następna wysypuje na to kamyki, a zaraz za nimi ustawia się lekki walec. Tak lekki, że po jego przejechaniu wszystkie kamyczki skaczą dookoła, gdy tylko przejedzie pojazd. Ale szybko nie można – przytomni drogowcy ustawiają znak ograniczający prędkość do 20 mil. Znak obowiązuje przez parę dni, dopóki przejeżdżające samochody nie wcisną dokładnie każdego kamyczka na jego miejsce w asfaltowej strukturze. Do tego czasu kamyczki dowolnie będą tłuc o karoserię samochodów, gdy tylko ktoś z przeciwka pojedzie ciut szybkiej.
A wydawałoby się, że coś takiego to tylko u nas i to za Gomułki.
Autostrada M1 czyli dystans do świata
Kolejne roboty, kolejne czekanie. Stoję i patrzę jak rozbawiony facet w kasku i średnim wieku wpada do kabiny walca, wyjmuje zza kamizelki karabin na wodę i leje w rozbawionego kierowcę. Ten wyskakuje, goni napastnika ku ogólnemu rozbawieniu kumpli. A my czekamy. Gdy wahadłowy ruch się przetoczy z przeciwka jadą i ja. Pewnie w Polsce ktoś uchyliłby okienko, by opieprzyć obiboków, ale tu co najwyżej ktoś z uśmiechem pomacha im ręką.
To oni są nienormalni czy oszalałem ja, Polak z krwi i kości w kraju złością chowany?
Autostrada M1 wiedzie od północy do samego Londynu. Owszem, momentami ma i cztery pasy w każdą stronę, ale do europejskich standardów wydaje się dość daleko. I nawierzchnia taka sobie, a ekranów dźwiękochłonnych, które przecież u nas ratują życie gospodarskiego inwentarza i psychiczne zdrowie jego właścicieli – jak na lekarstwo. Mimo niedzieli w korkach też trzeba od czasu do czasu stanąć. Choć nie ma bramek.
Dziki kraj, powiedzieliby rodacy. Ale jakoś tam ludzie sobie z tym radzą.
Wracam do pisania o polnej drodze. Kro zwariował? Czy z każdej niedoróbki musimy robić aferę? Czy na każdym kroku musimy awanturować się, wytykać cudze błędy zamiast spróbować wziąć sprawy w swoje ręce?
Może czas pomyśleć nie tylko o wprowadzeniu zachodnich standardów, ale i dystansu?