Ławeczka reportera

Nie jesteśmy od tego, by świat zbawiać, ale go opisywać.
Jako dziennikarze różnie podchodzimy do swoich bohaterów. Jedni idą na wojnę. Swój reporterski but wciskają między drzwi, ładują się do cudzego życia, miejsca pracy, przekrętów. Stawiają się po dwóch stronach barykady – jak wrogowie. To można jeszcze usprawiedliwić, gdy przygotowują materiał śledczy. Gdy mają przed sobą przestępcę, oszusta – całe zło tego świata. Gorzej, gdy te same armaty wytaczają wchodząc do cudzego domu, w sprawy prywatne, intymne, delikatne. Łatwo kogoś zniszczyć.
Bardziej przekonuje mnie próba rozumienia. Nawet, gdy masz do czynienia z przestępcą. Próba dojścia jego pobudek, toku myślenia, motywu. Szczególnie, gdy wchodzimy w jego świat. Rozmowa musi być na tym samym poziomie.
Kiedyś zupełnie przypadkowo zagadnąłem człowieka, który przychodził do redakcji dać ogłoszenie o pracy. Szukał, bo dopiero co wyszedł z więzienia. W całym życiu przesiedział w sumie 19 lat. Połowę. Umówiliśmy się na rozmowę. Przyszedł z żoną. Pierwszą i jedyną. Od kilkunastu lat! Byli ze sobą nieprzerwanie, mimo, że on wciąż wracał do więzienia, a ono coraz bardziej go zmieniało. Na gorsze.
Opowiedzieli swą niezwykłą historię miłości i przywiązania – mino wszystko. Ktoś potem zapytał po co pisać takie teksty? Co to daje? Co zmienia?
Odpowiadam jak zawsze: nic. Nie jesteśmy od tego, by świat zbawiać, ale go opisywać.
Siedząc obok
Właśnie trafiłem w Onecie na wywiad z Mariuszem Szczygłem. Mariusz Szczygieł; reporter nie może być przemądrzały
Było wiele o wydanej właśnie antologii polskiego reportażu XX wieku (Antologia 100/XX tom I, Antologia 100/XX t.II) ale także o warsztacie dziennikarza. I jego podejściu do rozmówcy.
Postawa reportera, według mnie, polega na tym, żeby nie być mądrzejszym od swojego rozmówcy. Owszem, jako reporter mogę widzieć rozmówcę z lotu ptaka, mogę się unieść nad nim i widzieć go w całej okazałości, perspektywie, ale nigdy nie zachowuję się jak mądrzejszy i nie piszę, jak mądrzejszy od niego. Jak przychodzę na rozmowę z moim bohaterem, to siadam na tej samej ławeczce, co on. Nie siedzę wyżej. Jestem wtedy razem z nim, staram się go zrozumieć. Przemądrzałość nie jest dobra w reportażu i reporter nie może być przemądrzały. Reporter nie może przychodzić, znając odpowiedzi na wszystkie pytania.
Ta zasada chyba powinna dotyczyć dziennikarstwa jako takiego.
Ale bardzo wielu dziennikarzy od razu ma tezę, a nie hipotezę. Często rozmawiam ze studentami i gdy pojawia się jakiś temat społeczny, zauważam, że tworzą się dwie grupy. Jedni mówią: „No tak, oczywiście, to będzie tak i tak”. „Nie no, to jest głupota, ja bym w ogóle tego nie zaczynał, co za głupoty wygadujecie”, „Uważam, że jest zupełnie inaczej. „Trzeba to zrobić tak i tak”. Po tych reakcjach od razu widać, że to są publicyści. Oni znają odpowiedzi, mają swoje recepty. A w tej drugiej grupie są ci, którzy mówią: „Warto by się dowiedzieć, co o tym myślą tacy a tacy”, „Można by spytać, jak to było”. I to są właśnie reporterzy. Mam nadzieję, że do końca życia też będę człowiekiem, który zadaje pytania.
Pamiętam i swoją ławeczkę – przed nowotarskim dworcem PKP. Znalazłem człowieka, którego poprzedniej nocy widziałem śpiącego w poczekalni. Nie wiedziałem, czy będzie chciał rozmawiać, nie wiedziałem o czym. Chciał. Opowiedział swoją historię. O życiu, alkoholu, wygnaniu, samotności. Nie żalił się, nie prosił o pomoc. Takie było jego życie, które miałem okazję opisać.
Po co? Bo taki jest mój zawód.