Media. E, dziennikarz! Ty kanalio!

Nie ma przemocy, krwi, dramatu? Już dawno zostaliśmy zaszufladkowani jednoznacznie – szukamy sensacji. Ale dla kogo?

Tydzień temu zajrzałem na debatę w Jordanowie dotyczącą przemocy w rodzinie. Temat ważny, gości dużo, dyskusja ciekawa. Tylko wstęp jednej z prowadzących mnie zdenerwował. A właściwie krótka wzmianka o mediach, które są pełne przemocy właśnie. Wniosek stąd, że żywimy się nią jak mlekiem matki.

To stereotyp, podobnie jak i ten, że to kobiety są ofiarami przemocy. W tym przypadku przynajmniej panie przyznały się do tego, że słabą płcią wcale nie są.

My, kobiety, jesteśmy niestety perfekcyjne, jeśli chodzi o przemoc psychiczną – przyznaje Iwona Wiśniowska, dyrektor krakowskiego Ośrodka dla Osób Dotkniętych Przemocą Domową.

Według statystyk już 20% ofiar przemocy, które zdecydowały się zgłosić na policję to mężczyźni. Fachowcy mówią, że to i tak nie wszystko. Słaba płeć?

Krew na zamówienie

Za to my, dziennikarze w powszechnym przekonaniu jesteśmy patologicznymi łowcami sensacji i piewcami okrucieństw. Jesteśmy żądni krwi i pojawiamy się tam, gdzie przelała się choćby jej kropla.

Tymczasem jeśli wziąć do ręki większość z gazet – artykuły sensacyjne zajmują kilka procent jej zawartości. Dlaczego czytelnicy pamiętają głównie właśnie te teksty? Czy to, że zapamiętujemy i zwracamy uwagę na ból i cierpienie innych wynika z jakiegoś atawizmu, żądzy krwi i walki? Coś jest nie tak z naszą naturą? Chyba tak. Bo przecież mimo, że tak chętnie wszyscy walą ile sił w dziennikarzy, to sami po te teksty najchętniej sięgają.

W Tygodniku Podhalańskim co roku robimy sobie wykres, który pokazuje wynik sprzedaży wraz z okładką danego numeru. Konkluzja jest zawsze taka sama – nic tak nie ożywia sprzedaży gazety jak świeży trup na jedynce. I możemy sobie publikować teksty z festiwalu folkloru, tworzyć wymyślne grafiki, które wygrywają Grand Front. Nie ma krwi, wypadku, lub pogrzebu – nie ma sprzedaży. No, może jeszcze polityk przyłapany na korupcji albo przypadkowym seksie z sekretarką jest w stanie uratować nakład.

Czy myśmy tak wychowali czytelników? A może czytelnicy tego właśnie szukają? Nie bądźmy obłudnikami – w końcu nieprzypadkowo największą sprzedaż mają tabloidy!

Tym sposobem przez wieki nakręca się to samo błędne koło – ludzie kupują gazety w poszukiwaniu sensacji, a dziennikarze epatują sensacją, bo widzą, że takie są oczekiwania czytelników. I tylko zmienia się skala okrucieństwa i przesuwają granice wyznaczające, co można publikować, a czego jeszcze nie wypada. To trochę jak z disco polo – te piosenki mają największe powodzenie na rynku muzycznym, ale konia z rzędem temu kto się przyzna, że słucha tego chłamu.

Zleceniodawcy tragedii

I co? I nic. Żadnych wniosków. Ci, którzy palili tysiące świec na grobie brytyjskiej księżnej Diany obwiniają paparazzich za doprowadzenie do tragicznej śmierci. Nie widzą jednak, że sami są zleceniodawcami tychże „zabójców”.

A potężna nagonka na parę australijskich dziennikarzy, którzy kilka miesięcy temu zrobili sobie żart na antenie podszywając się pod królową? Gdy na antenie wyciągnęli od pielęgniarki informacje na temat pilnie strzeżonej tajemnicy – czyli stany zdrowia ciężarnej księżnej Kate  – podejrzewam, że wszyscy słuchacze zalewali się łzami ze śmiechu. Ale gdy pielęgniarka popełniła samobójstwo – szybko znaleźli winnych. Ulubionych prezenterów od razu wystawili do odstrzału.

Saper

Dziennikarz to człowiek nieustannie chodzący pośród min. Nigdy nie wie kiedy i za jaki tekst popadnie w niełaskę władzy (no problem), szefostwu (uuups!), czy czytelnikom (zgon). Na koniec i tak zawsze to on będzie hieną, kanalią i nierzetelnym kłamcą.

Ernst Moeksis / Foter.com / CC BY

Author : Józef Figura

Dziennikarz Tygodnika Podhalańskiego i trener, właściciel firmy szkoleniowej Warsztat Medialny. Prowadzi warsztaty dla dziennikarzy, pracowników mediów, ale także zajęcia dla studentów oraz uczniów. Właściciel sklepu internetowego ze sprzętem przydatnymi w dziennikarstwie i nie tylko.