Niezależne dziennikarstwo – system wymierający

Jedni mówią o zaangażowaniu w obronę demokracji, drudzy o demaskowaniu układów. I nie próbują nawet zachować pozorów bezstronności. Gdzie jest miejsce na niezależne dziennikarstwo?
Dziennikarstwo neutralne? Jest taki termin, choć ten zwrot powinien być uznany za błąd, typową tautologię – masło maślane. Przecież dziennikarstwo z natury swojej powinno być neutralne, bezstronne, wyważone i opanowane. Powinno wyrażać opinie każdej strony, a nawet jeśli okrasi to autorskim komentarzem to będzie on wyważony.
Niezależne dziennikarstwo – okrakiem na politycznej barykadzie
Powiesz – utopia. Ale dodam tylko, że niektórzy już za polityczne zaangażowanie płacą swoją cenę. Jest nią strata widzów, czytelników czy słuchaczy zmęczonych tym, że dziennikarz myśląc za nich – robi z nich idiotów.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by po kilku minutach oglądania stacji informacyjnych skojarzyć, czy stoją murem za władzą czy są w totalnej opozycji. Podobnie z codziennymi gazetami czy tygodnikami opinii. Zresztą, wydawcy często się z tym nawet nie kryją. Podczas wyborów wyraźnie wskazywali na kogo mają czytelnicy głosować. Teraz też wiadomo kto, komu musi przypieprzyć. Ot, swoisty pogląd na niezależne dziennikarstwo.
Czytając tekst Neutralsi Elżbiety Rutkowskiej w aktualnym numerze Press – można odnieść wrażenie, że ci zadeklarowani stanowią większość.
-Po jednej stronie okopali się stronnicy PiS, po drugiej przeciwnicy tej partii. Pośrodku jest no men’s land, gdzie lepiej się nie zapuszczać, bo można oberwać z obu stron – przytacza dziennikarskie spojrzenie Rutkowska.
Niezależne dziennikarstwo – lokalny kanał pełen ścieków
To na górze. A co w lokalnym, dziennikarskim światku? Też zaczyna robić się dziwnie. Ale nie za sprawą podziałów politycznych typu PiS kontra antyPiS.
Nowe technologie dają coraz większą możliwość tworzenia własnych mediów zaangażowanych w polityczną walkę. Przecież, by założyć portal, a nawet telewizję internetową nie trzeba wiele. Trochę pieniędzy i parę zaangażowanych osób. Tu nikt nie szuka takiego pojęcia jak niezależne dziennikarstwo.
Był czas, gdy przygotowywałem tekst o przekrętach przy budowie kanalizacji w jednej z gmin. Głównym źródłem informacji był podwykonawca, który miał być świadkiem wręczania łapówki wójtowi przez szefa firmy, która wygrała przetarg. Wszystko wyglądało dość wiarygodnie. Było nawet zgłoszenie do prokuratury i zagadkowe, rychłe umorzenie sprawy. Dostałem też nagranie ukrytym mikrofonem, które jednak nie wyjaśniało nic. Dowodów brakowało. Szef firmy już nie żył, wójt – wiadomo – wszystkiego się wypierał. A główny świadek zachowywał się coraz dziwniej.
Tekstu, który był już niemal gotowy do druku nie opublikowałem. Uzna łem, że za mało mam dowodów. Niedługo potem przedsiębiorca oskarżony o zniesławienie – przed sądem przedstawił zaświadczenie o chorobie psychicznej.
Ale niedługo kupił kamerę , założył portal, zrobił stosowny wpis w odpowiednim rejestrze i choć pisać za dobrze nie potrafi – został dziennikarzem.
Nietrudno się domyślić, że prawie wszystkie materiały na portalu demaskują, krytykują i piętnują „układ”. Głównym bohaterem wyskakującym niemal z każdego demaskatorskiego materiału jest wójt.
Przedsiębiorca afiszuje się wszędzie jako dziennikarz, a jego kamera pojawia się na każdej sesji. Ale pozorów obiektywizmu nie widać. Nie jestem sympatykiem wójta, ale wszystko ma swoje granice.
Tymczasem nie ma kryteriów, wymogów, które powinien spełniać kandydat do zawodu dziennikarza. Nie ma sankcji środowiskowych. Brak też dziennikarskich stowarzyszeń, które również byłyby niezaangażowane po którejś ze stron politycznej barykady. Nie sądzę, że człowiek mediów powinien legitymować się dyplomem ukończonych studiów czy zaświadczeniem od księdza lub partyjnego sekretarza o posiadaniu odpowiedniego ideowego kręgosłupa.
Jednak powinna być jakaś sankcja na tych, którzy wypaczają ideę dziennikarskiej niezależności i bezstronności. Którzy chcą załatwiać za pomocą gazety i portalu swoje prywatne interesy.
Nikt nie protestuje
Można się uśmiechać, że to margines, nikt tego nie potraktuje poważnie, gdyby nie fakt, że media mają coraz większy wpływ na układ władzy. Także te społecznościowe – powielając kłamstwa i niedopowiedzenia potrafią zmienić nawet sympatie wyborcze w Stanach Zjednoczonych.
Dziennikarstwo to powołanie. Podobno. Media mają służyć ludziom, którzy na podstawie bezstronnych informacji mają wyrobić sobie własną opinię.
Niestety coraz częściej staja się brzytwą w ręku kudłatej małpy chcącej sobie poharcować na politycznym ringu. Sami dziennikarze nie oponują.
Photo credit: aalborgstift via Foter.com / CC BY