(Anty)poradnik zarządzania czasem

poradnik zarządzania czasem

Choćbyś nie wiem jak miał upierdliwego szefa. Choćby nie wiem jak próbował cię pilnować i ustalać program dnia. Nic nie zdziała jeśli sam sobie nie zorganizujesz czasu.

To proste. Wystarczy wrzucić w Google hasło zarządzanie czasem. Półtora miliona wyników. Tylko po polsku. Ogrom wiedzy. Jak to jest, że jakoś nijak nie przystającej do rzeczywistości?

Skoro nie ma chętnych na zarządzanie czasem to może zacznę od antyzarządzania? Tak swojsko, po naszemu, z dziennikarskiej praktyki?

Jesteś w końcu przedstawicielem władzy. Czwartej władzy. Tyle samo mającej wspólnego z władzą, co Tischnerowska gówno prawda z prawdą. Ale samopoczucie na dzień dobry podnosi. Tak mocno jak i poczucie niedowartościowania i porażki. Bo co to za władza, której byle krawężnik wpieprzy mandat za wycieraczkę?

Poradnik zarządzania czasem. Gdy pożar w burdelu

Skoro spadłeś na ziemię zaczynamy poradnik od porządków. I organizacji przestrzeni jak to nazywają specjaliści. A twoja przestrzeń to twoja redakcja, a jeszcze ściślej – biurko. Od znawców dowiesz się, że doskonale byłoby zorganizować ją tak, by móc się skupić. Ale my, dziennikarze, wiemy lepiej. Porządek na biurku? Bezczelność. Jest przecież coś takiego jak pojęcie twórczego nieładu. Jesteś artystą, mistrzem, Balzakiem szpalty z gnijącym ogryzkiem w szufladzie.



Czy aby na pewno porządek i chłodny minimalizm na biurku pomoże ci w pisaniu demaskatorskiego tekstu o przekręcie sołtysa? A jeśli na którymś wyrzuconym właśnie świstku zapisałeś telefon do jego kochanki? A jeśli na marginesie wyrzuconej na makulaturę gazety był wynotowany pospiesznie cytat sołtysa besztającego cię gdy siedziałeś na kiblu? Nie daj się sprowokować. Nie wyrzucaj. Wszystko może się przydać. Dopóki jesteś w stanie wystawić głowę ponad stertę papierów.

Bartek Popiel autor bloga Liczy się wynik zaleca, by skupić się przy pisaniu odcinając od siebie wszelkie bodźce. Dobrze byłoby więc wyznaczyć sobie dokładnie czas na pisanie projektu, zamknięcie się w pokoju i poproszenie kogoś, by zabrał klucz. Ma cię wypuścić w odpowiednim momencie. Najlepiej jak skończysz. Genialne?

A gdy się pali

Może. Ale nie w wypadku dziennikarzy. A co jeśli w tej chwili przejedzie na sygnale strażacka drużyna, by ugasić pożar w magistracie? Wiem, wiem, nie palisz się do takiej roboty. Ale wizja oderwania się od pisania choć na chwilę jest kusząca. A poza tym dodatkowa wierszówka za zdjęcie z podpisem.

I jeszcze jedno. Raz w obecności szefa nie rzuciłem się do okna, by zobaczyć co jedzie – straż, policja czy karetka? Wiadomo w tym ostatnim przypadku – można spokojnie siadać, chyba że jedzie ich cała kolumna. Ale jeśli radiowóz lub fajermeni? Telefon do dyżurnego i do boju. Jak wspomniałem – nie podbiegłem.

Do dziś za każdym razem słyszę, że jestem typem dziennikarza, który nie ruszy dupy chyba, że ogień zaczyna zabierać mu się za skarpetki. Nawet jak rozróżniasz dźwięk sygnału każdego wozu bojowego w okolicy – oderwij się od wszystkiego, wal do okna! Bo będziesz dźwigał brzemię porażki przez całe lata. Jak ja.

Mord na pożeraczu czasu

IMG_7033O, to ważne! Najbardziej podoba mi się postulat, by podczas pracy nad tekstem nie podglądać na bieżąco maili, nie odbierać komórki, nie czytać esemesów, ani zaglądać na fejsa. A jeśli już musisz – to o określonej porze. Najlepiej… po zakończneniu pisania tekstu. Czyli zaczynasz dzień od pisania, a dopiero gdzieś koło południa (najwcześniej) zaglądasz do Outlooka.

Zaraz zaraz, nie tak od razu. Przecież jesteś dziennikarzem, żyjesz z informacji. Ich odbioru i przetwarzania. Nie możesz się odciąć! Wręcz przeciwnie! Ale zrób proste ćwiczenie i spróbuj zapisywać sobie co ile minut włączasz opcję odśwież w skrzynce odbiorczej programu pocztowego? Chyba rzadziej drapiesz się po nosie.

Ale Facebook?

Oczywiście, musisz być na bieżąco, a to oznacza włączonego stale Facebooka i Twittera. Wiadomo, może coś Sikorski ćwierknie o kulisach swej dymisji lub Tusk o tym czy coś robi w Brukseli? Jasne. Tylko po co ci to? Piszesz więc początek krótkiej notki o wypadku, do którego doszło na drodze gminnej w Kędziorkach Kumatych i w połowie pierwszego zdania przeglądasz media, w połowie drugiego listy, a przed zakończeniem omawiasz z szefową działu reklamy sprawę zawieruszenia baneru po ostatnim pikniku w Brzdącach Małych.  Pięciozdaniowy tekst zajmuje więc godzinę. I jest odzwierciedleniem piekielnych mąk i rozterek autora tekstu. A w efekcie oznacza to często, że idziesz na łatwiznę i wraz z policjantami udajesz się na miejsce zdarzenia drogowego, opisujesz jak funkcjonariusze podejmują czynności służbowe albo używają alkomatu celem ustalenia stanu trzeźwości kierującego. Wszystko jak leci – z biuletynu rzecznika komendy.

A weźże się zamknij!

Taka praca, dziennikarstwo to ustawiczne życie pod presją czasu – odpowiesz.

A gówno prawda. Zrób sobie proste ćwiczenie – oszacuj ile czasu potrzebujesz na napisanie danego tekstu. I na ten moment po prostu wyłącz się. Jeśli pracujesz „w hali maszyn” i masz wielu sąsiadów podobnie jak ty oscylujących między stanem podniecenia tekstem, a odrętwieniem na myśl o rozpoczęciu jego pisania – zaopatrz się w słuchawki. Tylko nie takie dyskretne, wciskane w małżowinę. Niech będą jak największe, by nie tylko cię wyciszały, ale także stanowiły sygnał dla otoczenia – pracuję, dajcie mi spokój! I po paru dniach redakcja przyzwyczai się, że jak masz słuchawki na uszach to można ci je zdjąć dopiero, gdy zaczną ci się skarpety palić.

Nagródź się

A gdy skończysz tekst, daj sobie małą nagrodę. Jak palisz – zapal, jak pijesz… nie, no bez przesady – zrób sobie kawę. Daj sobie coś miłego. Oczywiście proporcjonalnie do włożonej pracy. Nie rób balangi, nie zamawiaj kuriera z tortem po zakończeniu pisania policyjnej bombki. Ale jak oddajesz reportaż, tekst śledczy, materiał życia – zrób sobie małe święto. Zapodaj sobie to, co najbardziej lubisz. należy ci się. Cóż, fajnie będzie, gdy niczym pies Pawłowa zaczniesz się ślinić na myśl o tej przyjemności. Niech to będzie dodatkowy kop, by iść do celu.

Nie wmawiaj sobie, że masz podzielną uwagę. To mit. Nie opowiadaj, że potrafisz robić wiele rzeczy na raz. Bzdura. Skup się na jednej rzeczy i zrób ją dobrze. A potem przechodź do następnego zadania. Nie znaczy to, że gdy piszesz reportaż, to przez tydzień nie wstajesz od biurka. Jeśli musisz robić coś jeszcze – a w gazecie lokalnej zawsze musisz – podziel sobie zadanie na etapy. Zaplanuj sobie czas, który poświęcisz tylko temu zadaniu. Dopiero potem zabierz się za kolejne.

Gdy cię szef pilnuje

Ten tekst to nie gotowy poradnik z dumnie brzmiącego cyklu: jak skutecznie zarządzać czasem. Nikt nie da ci gotowych rozwiązań. Ale spróbuj wypracować sobie własne sposoby, wyrób nawyki, które ci pomogą. Bo prawda jest taka – nawet jeśli pracujesz w redakcji, gdzie ktoś wymyślił, że masz odsiedzieć 8 godzin od godz. 8 do 16. – musisz sam sobie ten czas zagospodarować. Bo choćby nie wiem jak cię szef pilnował – idealne przepuścisz ten czas pomiędzy palcami.

Pretekstów jest mnóstwo. Choćby…

  • Musisz obdzwonić informatorów. Trzeba zmiękczyć rozmówcę i na początek porozmawiać o duperelach, by na koniec z zaskoczenia wyciągnąć to co najważniejsze. Godzina, dwie plotek? Nic trudnego. Szczególnie jeśli rzecznik, urzędnik, naczelnik to twój kolega z podstawówki. A to nie jest nic nadzwyczajnego w lokalnej gazecie.
  • Przeglądanie maili, stron internetowych urzędów i instytucji – kiedyś przecież to musisz zrobić, bo to też ważne źródło informacji. A, że wyłapywanie informacji może zająć kolejne dwie godziny? Cóż, przecież tyle tych urzędów jest. A przy okazji jeszcze skrzynka, Facebook, Twitter.
  • Gość w redakcji. Święto! Przychodzi czytelnik z problemem! Idealna sytuacja, bo bez ściągania kapci możesz mieć tekst. Jeszcze tylko parę telefonów do odpowiedzialnych osób. Uczciwie podchodząc do zagadnienia  – powinieneś umówić się na miejscu, zobaczyć problem od środka. Ale jeśli redakcja kładzie nacisk na dyżurowanie to uznajesz ten stan za prawidłowość.
  • Burza mózgów z koleżanką przy sąsiednim biurku. No, przecież trzeba omówić ważny temat. Jeszcze prośba o radę, darmowa konsultacja i już wszystko wiesz. Wiesz, że trzeba już iść do domu. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku odpracowania dniówki. Właściwie to odbębnienia, bo często efektów redakcyjnej pracy nie widać.

IMG_6988Choćbyś nie wiem jak miał upierdliwego szefa. Choćby nie wiem jak próbował cię pilnować i ustalać program dnia. Nic nie zdziała jeśli sam sobie nie zorganizujesz czasu.

Pięć przykazań redakcyjnych

Wiem, że planowanie w tym zawodzie to pisanie palcem na wodzie. Ale choć spróbuj. To kilka sposobów. Są w większym lub mniejszym stopniu przetestowane, ale jestem pewien, że sprawdzą się w każdej redakcji. Można dodawać kolejne podpunkty, rozwijać je, opisywać. Ale zacznij od tych pięciu dość ogólnych pomysłów. Spróbuj je wprowadzić w życie. I zobacz co to zmieni.

  1. Ustal sobie, najlepiej dzień wcześniej – jakie sprawy musisz załatwić, co możesz odłożyć na później, co dać do zrobienia innym. Priorytety wypisz na kartce zaznaczając ile czasu potrzebujesz na ich realizację. Zrób sobie przy każdym odpowiedni zapas czasu, taką zakładkę na wszelki wypadek, bo zwykle braknie ci czasu. A jeśli zostanie – możesz  sobie zrobić spacer w nagrodę, albo zacząć kolejne zadanie i wcześniej skończyć całą pracę.
  2. Zacznij dzień od krótkiego zadania, które możesz  szybko skończyć. Nie otwieraj na dzień dobry skrzynki pocztowej. Lepiej napisz notkę z wczorajszego Dnia Grochówki organizowanego przez koło gospodyń wiejskich z Bąków Grzmiących. I tak kiedyś to musisz zrobić. Jeśli przejrzysz pocztę pół godziny po rozpoczęciu pracy to  świat się nie zawali. A ty będziesz miał ogromną satysfakcję z dobrego otwarcia. Spróbuj, a zobaczysz jakiego to daje kopa na dzień dobry!
  3. Wyznacz sobie czas na przeglądanie poczty i mediów społecznościowych. 2-3 razy na dzień. I ustal sobie godzinę, gdy na nie odpowiadasz. Po co masz odrywać się od pracy za każdym razem, gdy zobaczysz powiadomienie o mailu? Jak musisz – przeczytaj o co chodzi, ale odpowiedz na wszystkie np. o 12. No, chyba, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
  4. Staraj się wyłączyć na czas pisania tekstu czy realizacji konkretnego zadania. Daj u się pochłonąć.
  5. Zrób sobie własny system  wynagradzania za zrealizowane zadania. Ciesz się swoim sukcesem. Jak sam się nie docenisz to nikt tego nie zrobi za ciebie.

Nic odkrywczego?

No pewnie. Znajdziesz jeszcze tysiące sposobów, tricków, mądrości ludowych dotyczących organizacji czasu. Masz też pewnie własne rytuały, usprawnienia, pomysły. Podziel się. Napisz w komentarzu poniżej. Stwórzmy listę sposobów przydatnych szczególnie w pracy lokalnego dziennikarza. Bo nikt tak jak ty nie zna specyfiki tej pracy. Żaden coach i mentor nie wymyśli tego za ciebie.

A jeśli uważasz, że to wszystko jest nic nie warte – też daj m znać. Może czas, bym się zajął pakowaniem gwoździ?

Author : Józef Figura

Dziennikarz Tygodnika Podhalańskiego i trener, właściciel firmy szkoleniowej Warsztat Medialny. Prowadzi warsztaty dla dziennikarzy, pracowników mediów, ale także zajęcia dla studentów oraz uczniów. Właściciel sklepu internetowego ze sprzętem przydatnymi w dziennikarstwie i nie tylko.