Miszkolc czyli team building w outdorze

Inwestycja w ludzi jest ważniejsza niż zakup nowego sprzętu czy technologii. Warto o tym pamiętać zabierając się za zarządzanie w mediach.
Pamiętam rozmowę sprzed kilkunastu lat z szefem jednej z lokalnych gazet. Przedstawiał się dwoma imionami i robił wrażenie szefa. Wielkiego szefa, managera. Przekonywał, że pracownik musi chodzić jak w zegarku, a redakcja to precyzyjny mechanizm, który nie będzie funkcjonował bez nadzoru. Surowego nadzoru. Stąd liczne rotacje na stanowiskach. Bo dziennikarz musi wiedzieć, że za słaby czy spóźniony tekst może wylecieć z pracy. I wylatuje. Za byle co. Potem padła liczba pracowników, którzy przewinęli się przez jego wydawnictwo. Kilkadziesiąt osób w ciągu kilku lat! Bo dyscyplina musi być, a mało kto potrafi sprostać wymaganiom przy wyśrubowanych oczekiwaniach szefa.;
Więcej go nie spotkałem. Nie pamiętam już nawy tego tytułu, ale jestem przekonany, że nie przetrwał w takim systemie organizacji pracy. To, co może się udać przy produkcji gwoździ (choć wątpię) nie ma szans w pracy, która wymaga myślenia, zaangażowania i poświęcenia się choćby minutę po zakończeniu regulaminowego czasu pracy.
Redakcja to organizm, który żyje i współpracuje. Który reaguje i musi być zarządzany mądrze. Który wreszcie potrzebuje pozytywnych bodźców, żeby dać z siebie coś więcej niż notkę z konkursu na najpiękniejszy ogród w mieście.
Wyjazd integracyjny jako wentyl bezpieczeństwa

Programy firm oferujących szkolenia biznesowe roją się od różnego rodzaju „outdorów” i „team buildingów”. Komuś się wydaje, że to tylko moda, trend dobry dla managerów, którzy chcą sobie po pracy zaszaleć w atrakcyjnych miejscach. Jeśli do tego dorzucić obiegową opinię o wyjazdach służbowych, filmy pokazujące wyjazdy integracyjne jako jeden ciąg libacji – trudno się dziwić, że mało kto traktuje ten rodzaj szkoleń poważnie. Szczególnie w niewielkich firmach jakimi są gazety lokalne, w których kilkakrotnie ogląda się każdą złotówkę, by wydać ja z sensem.
Czy wypad redakcyjnego zespołu na wspólny weekend to fanaberia? Co może on mieć wspólnego z zarządzaniem w mediach?
– Wyjazdy integracyjne to nienaruszalny element każdego szanującego się przedsiębiorstwa. Wentyl bezpieczeństwa, pozwalający rozładować nastroje w firmie, usunąć złe fluidy i oczyścić atmosferę – czytamy w opracowaniu firmy szkoleniowej Lauren PESO Polska. – Nagroda za dobre wyniki, odskocznia od codzienności, święte prawo każdego pracownika. Kłopot w tym, że menedżerowie wielu firm nie widzą w nich nic ponad wyżej wymienione. Traktują je jako cel i środek w jednym, odrębną część roboczego kalendarza niepowiązaną w żaden z sposób z rytmem życia swojej organizacji. Miły dodatek, bonus, za który podwładni winni być dozgonnie wdzięczni. Niektórzy traktują je wręcz jako zbędny luksus. Czy tak jest w istocie? Czy imprezy, eventy i wyjazdy outdoorowe to tylko ozdobna wisienka na korporacyjnym torcie, czy może element jego podstawy? – zastanawia się autor.
Tiszaujvaros czyli szkoła mediów
Właśnie wróciliśmy z trzydniowego wypadu do węgierskiego Miszkolca. Wyjechała cała redakcja z wyjątkiem nielicznych, którzy z różnych względów naprawdę musieli zostać. Byli dziennikarze, naczelna, wydawca, pracownicy marketingu i reklamy oraz korekty. Pretekstem było przypadające w tym roku 25-lecie Tygodnika Podhalańskiego. Przy okazji, mogliśmy policzyć ile lat jesteśmy razem. Sam zauważam, że właśnie stałem się „pełnoletnim” dziennikarzem TP czyli stuknęło 18 lat odkąd zapukałem do drzwi redakcji ze swoim CV. Wydaje mi się, że tygodnikową receptą na sukces jest właśnie trzymanie się sprawdzonego składu i dbałość o relacje. To nie znaczy, że musi być sielanka. Ale nie można doprowadzić do sytuacji typu „nie do wytrzymania.” A przede wszystkim trzeba rozmawiać, także między sobą o wizji gazety, naszych słabych i mocnych stronach, szansach i zagrożeniach. Nawet wówczas, gdy siedzimy na luzie przy piwku gdzieś w Tiszaujvaros. Ot, po prostu team building.
Istotą team buildingu jest wywołanie „zbiorowego wglądu” oraz użycie zbiorowej mądrości grupy w celu zbadania problemów i pobudzenia, uruchomienia procesów naprawy – przekonuje Kamila Ślęzak na portalu szkoleniowym Treco. – Grupa szkoleniowa, podobnie jak każda zorganizowana grupa ludzi, wytwarza pewnego rodzaju pole psychologiczne, od którego jakości zależy, co grupa może osiągnąć, stworzyć, wypracować. Pole psychologiczne jest tym, co stwarza efekt synergii. Mądrość zbiorowa grupy jest czymś więcej niż sumą wiedzy i umiejętności poszczególnych członków grupy, jest efektem pojawienia się nowej jakości. Prawidłowo prowadzona i dobrze pracująca grupa podczas team buildingu wykorzystuje m. in. zjawisko burzy mózgów, a wyłaniający się naturalni liderzy kierują grupę w stronę największej kreatywności i efektywności. Nie da się uniknąć konfliktów i niepowodzeń, są one zawsze składowymi pola psychologicznego, tworzącego napięcia i nierówności, ale twórcze radzenie sobie z konfliktami i przekształcanie niepowodzeń w źródła nauki i doświadczenia prowadzą grupę w najlepszym z możliwych kierunków.
Kapitał ludzki
Niestety wciąż wydaje się, że inwestycja w firmie to głównie zakup nowego sprzętu i technologii. Pojęcie inwestycji w ludzi często jest zwrotem niezrozumiałym i obcym. Szczególnie w fazie kryzysu – bez względu na to czy ktoś powie, że go nie ma czy ewentualnie, że już z niego wyszliśmy. I stąd częściej można usłyszeć szefa, który mówi pracownikowi, że ma szufladę pełną podań o przyjęcie niż takiego, który stara się budować zespół.
Tymczasem warto to robić, by poprawić efektywność. Odsyłam choćby do przykładu firmy Zappos, o którym pisałem już wcześniej w tekście Kreując zabawę i trochę dziwactw.