Media. Szmata czyli ruchanie targetu

ruchanie targetu

Tabloidowy tekst musi nieść konkretne przesłanie dalekie od obiektywizmu. Czytelnikowi trzeba dać gotowe rozwiązanie. Swoją prawdę.

Dziennikarz to dziennikarz. Tak się przynajmniej wydaje. Ot jak hutnik, motorniczy czy sprzedawca gwoździ.  Ma swoja robotę do wykonania, która wydaje się być dość konkretna i prosta – zdobyć wiadomości, opinie różnych stron i napisać tekst. Oczywiście obiektywny tekst.

Niby proste, ale po przeczytaniu wywiadu Lidii Ostałowskiej w Dużym Formacie Gazety Wyborczej Byłem hieną tabloidową, można już mieć poważne wątpliwości. O tym, że tabloidy rządzą się swoimi prawami wiadomo było od zawsze. Że tematy „z dupy wzięte” są na porządku dziennym – można się zgodzić. W końcu dla jaj także Lato z Radiem u schyłku PRL-u wymyśliło paskudę pływającą w Jeziorze Zegrzyńskim.

Ruchanie targetu. Bo nie ogarnia rzeczywistości

Ale to tylko drobny fragment rewelacji Piotra Mieśnika, byłego dziennikarza Faktu. Właśnie – czy słowo dziennikarz tu jeszcze pasuje?

Ustawki z gwiazdami i politykami, by niby przypadkiem zdobyć zdjęcie gdzieś w restauracji czy na plaży. Prowokacje, by pokazać jak prowincjonalni policjanci stają na baczność przed domniemanymi borowcami jadącymi z kolumnie limuzyn warszawskich notabli. Fotografowanie trupów, wyciąganie wiadomości od rodziny, podszywanie się pod policyjnego psychologa. Wszystko po to, by spreparować materiał, który będzie jak najbardziej szokujący – dopasowany do gustów.

Nie oszukujmy się – nie byłoby tego, gdyby nie było takiego zapotrzebowania, gdyby czytelnicy nie sięgali po gazetę, która zaspokoi wizję czarno – białego świata. Która pokaże palcem, kto jest złodziejem, kto dziwką, przez kogo klepię biedę. Ludzie nie szukają prawdy – szukają emocji, które potwierdzą ich wizję świata zbudowanego na kłamstwie i oszustwie. Czytelnik chce? Czytelnik dostaje. Nawet jeśli redakcja ma go w głębokim poważaniu określając niczym marketingowcy – targetem.

– Czytelnika nigdy nie poważaliśmy. Mówiło się: target to łyknie, target to kupi. Kiedy zwykły człowiek wypowiadał się na łamach, wkładało mu się w usta co bądź. Wszyscy wiedzieli, że target jest z niższych sfer, nie ogarnia rzeczywistości, nie napisze sprostowania, nie pójdzie do sądu. Słowo „targety” nawet wymawia się w sposób znamionujący pogardę. „Idź, naruchaj targetów” zamiast: „Idź, zrób sondę”. I nieważne, co target powiedział, ważne, co mógł powiedzieć. „Czy on by, kurwa, nie przytaknął, że wszystko jest cholernie drogie?”.

Target chce – target ma. Krew i seks, bo to się sprzedaje najlepiej. Nie dziwi, że sami dziennikarze o tabloidzie mówią bez ogródek: „szmata”.

Ruchanie targetu. Manipulacja – tabloidyzacja – dno

Często mówimy o panującym trendzie do tabloidyzacji mediów. Próbujemy to pojęcie ograniczyć głównie do szaty graficznej, gdzie ilustracja przeważa nad tekstem. Trzeba jednak pamiętać, że to pociąga kolejną zależność. Krótki, tabloidowy  tekst musi nieść konkretne przesłanie dalekie od obiektywizmu. Czytelnikowi trzeba dać gotowe rozwiązanie. Swoją prawdę.

Byłem na spotkaniu z Jerzym Stuhrem, który mówił, że nie wolno mu być politykiem. Niby dlaczego, skoro ma świetną dykcję, życiowe poglądy i ogólnie jest sympatyczny?

– Ci, co mają czarny pas w karate, w Japonii są rejestrowani jako posiadacze broni, bo mogą zabić – mówił podczas spotkania w Ludźmierzu. – Jeśli to przełożyć na aktorstwo, przyznaję, że mam umiejętności, które pozwoliłyby mi zmanipulować otoczenie. I rodzinę też. A ja tej broni nie chcę użyć. Niech ona będzie na deskach scenicznych. Dlatego też nie mogę być politykiem. Zorientowałem się, że umiałbym zmanipulować tłum. Nie wolno mi tego robić. 

 Manipulacja. To właściwe określenie tego co dzieje się w tabloidowym „dziennikarstwie”. Tyle, że nikt tam nie waha się jej używać.  Kreuje się rzeczywistość, pokazuje wrogów, piętnuje czarne charaktery. bo target tego oczekuje. 

Jednak z wywiadu Ostałowskiej najbardziej przeraża ostatnia odpowiedź:

Wszyscy w mediach tabloidyzujemy się na potęgę. Włączam program interwencyjny w TVP Info. Widzę dwie strony konfliktu ustawione naprzeciwko i dla dramatyzmu oddzielone policyjnymi taśmami. Niby, że są dla siebie groźne. Najbardziej hardcore’owy brytyjski tabloid wstydziłby się takiego szczucia. Parę miesięcy temu wywaliłem telewizor. Jak coś oglądam z zawodowego przymusu, to zaraz mnie boli głowa.

Dokąd zmierzamy?

PS.

Zdjęcie – uspokajam – pochodzi z ćwiczeń strażackich w Bystrej Podhalańskiej. Nie ma krwi… tylko farba.

Author : Józef Figura

Dziennikarz Tygodnika Podhalańskiego i trener, właściciel firmy szkoleniowej Warsztat Medialny. Prowadzi warsztaty dla dziennikarzy, pracowników mediów, ale także zajęcia dla studentów oraz uczniów. Właściciel sklepu internetowego ze sprzętem przydatnymi w dziennikarstwie i nie tylko.