Szkolenia. Młodzież, unia i pensjonat
Czasem marzy mi się zorganizowanie szkolenia, ale takiego na poziomie, w nowoczesnych wnętrzach, bez oglądania się na koszty, możliwości, krajanie budżetu.
Myśl natrętna pojawia się za każdym razem, gdy przejeżdżam obok krakowskiego Centrum Kongresowego ICE. Metal, szkło, futurystyczna bryła, kapitalne wnętrza. A w tym wszystkim moja grupa. Nieważne czy lokalnych dziennikarzy czy pracowników reklamy. A może nawet młodzieży opętanej pasją robienia szkolnej gazety.
Dobre wnętrza, klasowy sprzęt, najlepsi trenerzy. Wszystko czego dusza zapragnie.
Nierealne? No, nierealne.
Pensjonat i szkolna klasa
Przegląd sal szkoleniowych, w których dane mi było pracować jest dość oryginalny. Od hotelu Traktor z ubłoconym podwórzem w ukraińskim Melitopolu po niewielki hotel w tadżyckim Chodżencie, w którym brakowało prądu, a czasem i wody.
Szczytem luksusu był ośrodek wypoczynkowy w mołdawskim Vadul – lui – Voda z domkami na wysokich filarach na wypadek częstych wylewów pobliskiego Dniestru. I z armatą pilnującą drogi wiodącej do samozwańczej republiki Naddniestrza po drugiej stronie rzeki.
Była też sala stowarzyszenia młodych dziennikarzy w Giandży w Azerbejdżanie. Z domową atmosferą punktu, do którego mógł przyjść każdy żurnalista potrzebujący komputera z internetem, by napisać i wysłać tekst do swojej redakcji. Wówczas posiadanie laptopa wcale nie było ani powszechne ani oczywiste.
Rok temu szkoliłem też w barokowych wnętrzach zamienionego na hotel klasztoru bernardynów w Mińsku.
A szkolenie w mieleckim Hotelu Polskim czy ostatnie w Hotelu Chrobry w Międzyrzecu Podlaskim? Same miłe wspomnienia i ciekawe doświadczenia. Mam nadzieję, że dla obu stron.
W międzyczasie były szkolenia w sali na poddaszu budynku szkoły społecznej SPLOT w Nowym Sączu. I warsztaty dla licealistów z Kutna, a to w zakopiańskiej Willi Basieńka podczas zielonej szkoły, a to w szkolnych klasach u nich na miejscu.
A gdy przyszło samemu organizować warsztaty – był i zakopiański pensjonat z drewnianymi ławami. I momentem konsternacji, gdy okazało się, że pokoje obok zajmuje delegacja samorządowców z tego samego powiatu, z którego przyjechał jeden z naszych dziennikarzy. Chyba musieli się sporo nagimnastykować, by nie sprawić wrażenia, że przyjechali na zakrapiany wyjazd integracyjny.
Najczęściej gościła nas Willa Karpaty, niemal płot w płot z redakcją Tygodnika Podhalańskiego. Był też pensjonat Royal w pobliskiej Rabce. I wieczorny wypad do karczmy, której nazwa aż prowokowała. W Hulaj Duszy organizują nie tylko stypy, ale i całkiem udane potańcówki.
A Unia da? Nie da.
Niegdyś marudziłem, że dotacje unijne psują rynek, który opanowały duże firmy pozyskujące dotacje na swoje szkolenia. Mały szkoleniowiec nie miał większych szans. Projekty unijne, które wówczas napisałem trafiły do urzędniczego kosza z powodu błędów formalnych. Tym robionym wspólnie ze Stowarzyszeniem Rozwoju Podtatrza zabrakło jakiegoś punktu w jednej z rubryczek skomplikowanego wniosku. Dałem sobie spokój.
Czy inaczej będzie jeśli chodzi o nowe rozdanie unijnych środków? Zmieniła się filozofia przyznawania dotacji na szkolenia dla pracowników mikro, małych i średnich przedsiębiorstw.
Teraz sytuacja się odwraca. To przedsiębiorca zgłosi zainteresowanie konkretnym szkoleniem w specjalnym Rejestrze Usług Rozwojowych. Tam też będą zarejestrowane firmy szkoleniowe. I to właściciel firmy otrzyma bon na szkolenia, który będzie mógł zrealizować w firmie, którą sam sobie wybierze.
Zawołałem – hurra! I ruszyłem rejestrować się w RUR. I tu mój entuzjazm szybko ostygł. Wystarczy zobaczyć jakie obroty rocznie ma mieć firma szkoleniowa, by mogła znaleźć się w bazie. Znów okazuje się, że te małe, jedno czy kilkuosobowe nie mają większych szans.
Moje miejsce
Ech, pal diabli szklane mury ICE! Może kiedyś wyskoczę tam na koncert. A szkolenia? Pozostanę w zacisznych salach pensjonatów czy szkolnych klas. I niech tak to sobie funkcjonuje.
Właśnie przyszły dwa zapytania w sprawie warsztatu dla licealistów.
Fot.: © Krakowskie Biuro Festiwalowe, W.Wandzel, wandzelphoto.com